W poniedziałek, dzień po tym, jak Arabią Saudyjską wstrząsnęły liczne aresztowania książąt i ministrów pod zarzutem korupcji, ropa na globalnym rynku gwałtownie drożała. Brent na giełdzie londyńskiej ICE kosztował dziś 62,45 dolara za bryłkę, co oznacza wzrost o 0,63 proc. Amerykańska marka WTI podrożała o 0,54 proc. do 55,95 dolara.
Eksperci wiążą reakcję rynków z wydarzeniami w Arabii Saudyjskiej w niedzieli. Wtedy najpierw rozbił się śmigłowiec z członkiem rodziny królewskiej - z księciem Mansur ben Mukrinem i urzędnikami okręgu Asir.
Potem w świat poszła wiadomość o aresztowaniu 11 książąt, czterech ministrów, 38 byłych ministrów, ich zastępców oraz biznesmenów. Wszyscy są podejrzani o branie łapówek i pranie brudnej mamony. W tym gronie znalazł się jeden z najbogatszych ludzi Bliskiego Wschodu, miliarder Al-Walid bin Talal, zajmujący wcześniej stanowisko ministra finansów (sic!).
Arabscy książęta nie tylko na ropie zarabiali krocie. Jeden z nich został zatrzymany za bezprawne podpisanie kontraktu na sprzedaż broni, inny za zawarcie niezgodnych z prawem transakcji, jeszcze inny ma zarzut udziału w praniu brudnych pieniędzy. Wszystkim tym działaniom miały towarzyszyć sowite łapówki, których brania tonący w luksusach Saudyjczycy nie odmawiali sobie.
Aresztowań dokonali funkcjonariusze nowo powołanego przez króla Sauda Komitetu antykorupcyjnego. Nieoficjalnie mówi się, że to pomysł następcy tronu - księcia Muhammada ben Salmana. On też stanął na czele komitetu. Urząd ma prawo prowadzenia własnych śledztw, aresztów, zajmowania kont i majątków, zakazywania wyjazdów z kraju osobom podejrzanym o korupcję.