Dlatego, choć jestem fanem innowacji i gadżeciarzem, już dawno doszedłem do wniosku, że taka ślepa pogoń za nowościami nie ma sensu. I dlatego pewnie nie jestem najlepszym klientem dla sprzedawców telewizorów. To właśnie producenci odbiorników TV prześcigają się w pakowaniu do ekranów coraz to nowszych rozwiązań, poprawiających doznania odbiorcy.
Pytanie tylko po co? Choć odpowiedź właściwie znam. Gdy młode pokolenie świadomie rezygnuje z oglądania telewizji, a w coraz większej liczbie domów telewizor zastępowany jest monitorem komputera, sprzedaż gwałtownie dołuje. Inżynierowie i marketingowcy, zatrudnieni przez producentów, muszą więc szukać sposobu, na inspirowanie konsumentów do zakupów. I m.in. temu służą nowatorskie, ale często nietrafione technologie. Tak było z 3D, które okazało się strzałem w płot, czy z zakrzywionymi ekranami.
Hasło „Potrzeba matką wynalazków" straciło sens. Teraz tworzy się je po to, by owe potrzeby wytworzyć. A to nie jest chyba najlepsza droga. Parę lat temu byłem na premierze wygiętego telewizora jednego z azjatyckich producentów. Niewątpliwie był to pokaz możliwości technicznych koncernu, ale wrażenie wizualne – wątpliwe. Spece od sprzedaży za wszelką cenę próbowali przekonać mnie, że jakość obrazu na wykrzywionym ekranie jest nieporównywalnie lepsza, ale ja jej uporczywie nie dostrzegałem. Co więcej, by osiągnąć odpowiedni efekt, należało usiąść w odpowiedniej odległości od ekranu i to centralnie przed nim. Było to rozwiązanie równie niepraktyczne, jak okulary 3D. Konsumenci też nie dali się zauroczyć. Dziś ów azjatycki producent nie ma już zakrzywionych TV. Promuje inną technologię.