Nigdy nie stworzyłam pięknego obrazu bez skontrastowania go z czymś, co zadaje temu pięknu gwałt. Piękno jako cel sam w sobie w ogóle mnie nie interesuje – wyznaje Shirin Neshat. Trudno jednak nie zauważyć estetycznego aspektu jej zdjęć czy filmów – ich wizualny czar dosłownie uwodzi widza. Te prace mają jeszcze coś, co wymyka się opisowi: magię.
Czarodziejka z Iranu wciąż zmienia pola działań. Przeszła – zwycięsko – przez kilka dyscyplin: od fotografii do wideo, od performance'u do filmu, od kina do baletu. Jej talent, tak jak tematykę (prowokatorsko–ryzykowną) prac, doceniono, m.in. w nowojorskim MoMA, londyńskiej Tate Modern, w Luwrze.
Czym jeszcze nas zaskoczy? „Szukam coraz to nowych terytoriów – odpowiada – zajmuję i eksploruję do całkowitego wyczerpania własnych sił i możliwości. Uważam za idiotyczne przywiązywanie się do jakiegoś stylu czy medium. Jestem za nieustannym zaczynaniem od zera".
Natura nie poskąpiła jej darów: urodziwa, utalentowana, z charakterem. Urodzona w 1957 roku w mieście Qazvin, jedna z pięciorga dzieci zasobnej rodziny. Ojciec, wzięty lekarz i zwolennik szacha Rezy Pahlawiego, zapewnił córce i jej braciom porządne wykształcenie. Shirin została wysłana do katolickiej szkoły w Teheranie i długo nie wiedziała, czego islamska tradycja i religia oczekuje od kobiety. Gdy skończyła 17 lat, papa uznał ją za dostatecznie samodzielną, by podjęła studia w Ameryce. Wyjechała do Los Angeles; po roku przeprowadziła się do San Francisco, następnie do Nowego Jorku, gdzie mieszka do dziś.
Ominęły ją wydarzenia z końca lat 70., w efekcie których szach uciekł z Iranu, a jego miejsce zajął ajatollah Chomeini i proklamował Islamską Republikę Iranu. Wtedy to ojciec Shirin stracił pracę i pozycję, a rodzina znalazła się na cenzurowanym. Od tego momentu nie mogła powrócić do ojczyzny. Niejako uwięziona w USA, próbowała sił na polu sztuki, lecz bez spektakularnych efektów.