Rady, by ten trend odwrócić, szukają zarówno lekarze transplantolodzy, jak i stowarzyszenia pacjentów, którzy żyją dzięki przeszczepom narządów zmarłych osób. Akcji, organizowanej przez Stowarzyszenie „Życie po przeszczepie”, patronuje „Rz”.
Na ulicach wielu miast wiszą billboardy z księdzem Piotrem Sadkiewiczem z Leśnej koło Żywca, który namówił swoich parafian, by nosili przy sobie deklarację, że w razie śmierci zgadzają się na pobranie organów do transplantacji. – W Polsce przeszczepia się znacznie mniej narządów niż na Zachodzie, mimo że Kościół podkreśla, iż oddanie narządu jest aktem miłości bliźniego. Chcemy z tą informacją dotrzeć zarówno do wiernych, jak i do księży – mówi Krzysztof Pijarowski, prezes Stowarzyszenia „Życie po przeszczepie”.
Hasłem kampanii jest „Narządy nie rosną na drzewach”. – Sytuacja chorych czekających na narządy jest naprawdę bardzo trudna. Kolejka wydłuża się, zamiast zmniejszać – dodaje.
Na początku 2007 r. na przeszczep czekało 1560 osób, dzisiaj jest ich o 100 więcej. Najbardziej wydłużyły się kolejki do przeszczepu serca i wątroby. I choć największy kryzys minął (w listopadzie 2007 r. przeszczepiono narządy od 33 zmarłych dawców, w kwietniu – zaledwie od 17), to powodów do radości nie ma: w 2006 r. miesięcznie przeszczepiano narządy nawet od 40 dawców. – Mam nadzieję, że odbudujemy polską transplantologię. Chcemy prowadzić zajęcia w szkołach, wśród kleryków, dotrzeć do parlamentarzystów i dziennikarzy – mówi prof. Wojciech Rowiński, krajowy konsultant ds. transplantologii.
Do kryzysu doszło rok temu w styczniu po zatrzymaniu dr. Mirosława G. przez CBA. Lekarz został oskarżony o branie łapówek, ale w czasie konferencji prasowej ówczesny minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro mówił, że prokuratura rozważa postawienie mu zarzutu zabójstwa (ostatecznie do tego nie doszło). O lekarzu Ziobro mówił: „Nikt więcej przez tego pana życia nie zostanie pozbawiony”.