W Lublinie trwa prawniczy spór o to, co można uznać za łapówkę dla lekarza. Czy jest nią np. koniak wręczony po zabiegu przez wdzięcznego pacjenta?
„Rz” opisała wczoraj sprawę urologa Dariusza S., który – poddany dziennikarskiej prowokacji – wziął łapówkę od pacjenta. Został za to skazany. Sąd uniewinnił go jednak od zarzutu przyjęcia trzech butelek alkoholu (do ich wręczenia przyznało się w śledztwie kilku zadowolonych z leczenia pacjentów). Uzasadnił, że zwyczaj dawania drobnych upominków w takich sytuacjach jest zakorzeniony w polskiej tradycji. Prokuratura odwołała się od wyroku, argumentując, że taki prezent to też korupcja.
Rz: Zorganizował pan dla pracowników swojego szpitala szkolenie antykorupcyjne. W jakim celu?
Jan Gierada, dyrektor Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Kielcach: Żeby lekarze byli świadomi, czym jest łapówka, wiedzieli, jak się zachować, gdy pacjent próbuje ich przekupić, i nauczyli się odmawiać. To był czas [szkolenie odbyło się dwa lata temu – przyp. red.], gdy jeden z moich pracowników został zatrzymany pod zarzutem korupcji, a w mediach huczało o zatrzymaniach znanych lekarzy. Uznałem, że takie szkolenie się przyda. Zajęcia prowadzili policjanci z Wydziału Przestępczości Gospodarczej Komendy Wojewódzkiej w Kielcach. Zakończył je test. Pracownicy dostali zaświadczenie ukończenia zajęć, które zostało dołączone do ich akt. Teraz mają pełną świadomość, czym jest korupcja i co za nią grozi.
Ale prawo nie jest do końca jasne, co widać na przykładzie sprawy Dariusza S. Prokuratura w Lublinie uznała, że alkohol wręczony po zakończonym leczeniu to łapówka. Sąd go z tego zarzutu uniewinnił. Myśli pan, że za przykładem śledczych z Lublina mogą pójść inne prokuratury? Czy lekarze powinni się zacząć bać, że z powodu butelki koniaku mogą mieć kłopoty z prawem?