„Jeśli recepta na lek refundowany ma błędy, to w aptece możemy go otrzymać, jeśli zapłacimy jego pełną cenę” – proponuje Ministerstwo Zdrowia w projekcie rozporządzenia.
Co to oznacza w praktyce? – Na insulinę, za którą pacjent płaci zwykle ok. 1 zł, musiałby wydać ponad 100 zł. Mało kto się na to zdecyduje – mówi Stanisław Piechula ze Śląskiej Izby Aptekarskiej. – Pacjenci będą więc biegali do lekarza, żeby poprawić źle wypisaną receptę. Fatalne zwyczaje obowiązujące w niektórych regionach teraz zostaną usankcjonowane prawnie – mówi.
Problem jest poważny. – Gdyby aptekarze zastosowali strajk włoski i nie realizowali recept, które są nieprawidłowo lub niewyraźnie wypisane, trzeba by odesłać do lekarza połowę pacjentów – mówi Grzegorz Kasprowicz z apteki przy ul. Fabrycznej w Warszawie. – Nie robię tego, bo chory, który ma ubezpieczenie, ma prawo otrzymać lek. Ale w razie kontroli to ja za to będę odpowiadał.
W zeszłym roku NFZ zażądał zwrotu od farmaceutów za nieprawidłowo wystawione recepty 4,2 mln zł. Na forach internetowych właściciele aptek piszą, że kontrola z funduszu oznacza dla nich niemal zawsze kilka tysięcy złotych straty. Dlatego liczyli, że w nowym rozporządzeniu znajdą się przepisy, które odpowiedzialnością za źle wypisaną receptę obciążą lekarza, a za źle wydane leki – aptekarza. Ale przepisów nie ma.
– Na razie nie ma technicznych możliwości, by takie rozwiązania wprowadzić – tłumaczy Piotr Olechno, rzecznik Ministerstwa Zdrowia. I dodaje: – Liczymy, że lekarze będą zdawali sobie sprawę, że na niestarannym wypisaniu recepty cierpi pacjent. To powinno zmobilizować ich do większej staranności. To przecież rodzaj czeku, na podstawie którego NFZ płaci za leki – mówi Olechno.