Ekscentryczny biznesmen zamierza zejść na dno pięciu oceanów w jednoosobowej łodzi. Pojazdem ma kierować na zmianę z Chrisem Welshem. To właśnie Welsh przetestuje aparat. Jeszcze w tym roku zejdzie na ok. 11 kilometrów na dno Rowu Mariańskiego.
– Człowiek już dawno osiągnął kosmos, a komercyjne podróże na orbitę to bliska przyszłość – mówił Branson na konferencji poświęconej programowi Virgin Oceanic. – Ostatnim wielkim wyzwaniem jest eksploracja głębin oceanu.
Zespół Virgin Oceanic zapowiada, że osiągnie w Rowie Mariańskim głębokość 11 034 metrów (najdokładniejsze pomiary wykonane przez japońskiego robota wskazują, że głębokość najniżej położonego miejsca na Ziemi wynosi 10 911 m). Po Pacyfiku przyjdzie czas na Atlantyk. Tym razem za sterami zasiądzie sam Branson i opuści się na ok. 8,6 kilometra do Rowu Portorykańskiego. Kolejnymi celami będą Głębia Molloy w Oceanie Arktycznym (ok. 5600 m), Rów Sandwich Południowy (Ocean Południowy, planowane zejście na głębokość ok. 7200 m) i Rów Diamantina (Ocean Indyjski, planowana głębokość ok. 8000 m).
Organizatorzy podkreślają, że program zanurzeń ma uzasadnienie naukowe. Najgłębsze miejsca na Ziemi są bardzo słabo zbadane, nie ma nawet pewności co do ich maksymalnej głębokości. – Jest tam tyle do zbadania i odkrycia. Natkniemy się na fascynujące stworzenia i dowiemy się nowych rzeczy – zapowiada miliarder. Partnerem naukowym wypraw ma być renomowany Instytut Oceanografii Scripps.
Podwodny pojazd przypominający nieco samolot został pierwotnie zamówiony przez Steve'a Fossetta, milionera i podróżnika. Po jego śmierci w 2007 r. pomysł przejął Branson. Łódź ma poruszać się z prędkością 2,2 węzła (maksymalnie 3 węzły). Wykonana jest z włókien węglowych i tytanu, a okno z płyty kwarcu. Jak podkreślił Welsh, musi wytrzymać ciśnienie przekraczające ponad tysiąc razy ciśnienie atmosferyczne.