Satelita miał dotrzeć do Fobosa, jednego księżyców Marsa, pobrać próbki gruntu i dostarczyć je na Ziemię. Na pokładzie rosyjskiego satelity znajdował się Chomik — polskie urządzenie do pobierania próbek. Awaria systemu łączności spowodowała, że satelita nie skierował się na odpowiednią orbitę. Przez prawie dwa miesiące krążył po orbicie. 15 stycznia spadł do Pacyfiku w pobliżu wybrzeży Chile.

Rosyjscy specjaliści uważają, że sygnały wysyłane w kosmos przez amerykańskie radary mogły spowodować zniszczenie czułych urządzeń elektronicznych sondy. Spowodowało to blokadę systemu sterowania satelity, który nie był w stanie uruchomić silników.

Mogło to się zdarzyć — według Rosjan — kiedy Fobos-Grunt przelatywał nad Wyspami Marshalla. Zlokalizowane tam amerykańskie radary w tym czasie śledziły jedną z asteroid. — Istnieje taka możliwość, że Fobos-Grunt przypadkowo dostał się w przestrzeń którą właśnie przeczesywał silny radar, impuls mocy rzędu megawatów mógł spowodować całkowitą blokadę systemu — powiedział anonimowy specjalista rosyjskiej gazecie „Komiersant".

Astronomowie pracujący w bazie radarowej na Wyspach Marshalla twierdzą, że te oskarżenia są mało wiarygodne.

— Po pierwsze, nie ma śledzenia asteroid na Wyspach Marshalla — powiedział Martin Slade z Jet Propulsion Laboratory NASA. — Po drugie Fobos-Grunt był na niskiej orbicie Ziemi, ok. 200 km od powierzchni, kiedy usterka się pojawiła. Gdyby nawet radar wysyłał i otrzymywał sygnały z kosmosu śledząc asteroidę, nie ma szans aby zakłócił pracę elektroniki na tej wysokości.