Premier Japonii Abe przeznaczył w grudniu ubiegłego roku 610 mln dolarów na pomoc dla Mianmy. W styczniu 2014 roku dołożył kolejne 96 mln, a w ciągu pierwszego roku swojej kadencji przekazał krajowi 1,5 mld dolarów. Do tego Japonia umorzyła zagraniczny dług Mianmy w wysokości 2,72 mld dolarów. W porównaniu do 19 mld za jedną aplikację to wciąż mało, ale Japonia nigdy nie umarza swoich długów.
Na linii Tokio-Pekin dzieje się źle
Postawa premiera Abe daje do myślenia. Na linii Tokio-Pekin stosunki przypominają balansowanie na cienkiej linie, do tego i jedna i druga strona obrzucają się coraz bardziej wymyślnymi oskarżeniami. W ciągu ostatnich dni japońscy marines ćwiczyli razem ze swoimi amerykańskimi odpowiednikami odbijanie wysp. Wszystko po to, by umieć obronić się przed wybuchem ewentualnego konfliktu o sporny archipelag Senkaku/Diaoyu. Japończycy nie pierwszy raz ćwiczyli razem z Amerykanami, ale tym razem wysłali 10 razy liczniejszą grupę żołnierzy. 250 komandosów z Sił Samoobrony walczyło na sucho w bazie Camp Pendleton w Kalifornii podczas operacji o kryptonimie „Żelazna Pięść”. Niektórzy eksperci zaczynają wspominać, że terenem hipotetycznego starcia między Japonią a Chinami mogą stać się już nie tylko bezludne wysepki Senkaku, ale także archipelag Ryukyu stanowiący południowy kraniec japońskiego państwa. W nim znajduje się wyspa Okinawa z główną bazą amerykańskiego wojska stacjonującego w Japonii.
Dlaczego pomagać Mianmie?
Po co zatem miliardy dolarów przeznaczane na pomoc Mianmie? To japońska strategia na stopniowe uniezależnianie się od Chin. Abe zdaje sobie sprawę, że sprawy zaszły już zbyt daleko, by liczyć na niespodziewany zwrot akcji. Tokio nie zamierza przepraszać za zbrodnie II wojny światowej, chce mieć Senkaku tylko dla siebie i dodatkowo buduje posłuszne rządowym wytycznym kierownictwo największej telewizji NHK. Nowo mianowany szef NHK popełnia gafę za gafą, a kolejni doradcy premiera pozwalają sobie na coraz bardziej nacjonalistyczne komentarze pod względem Chin. Według ich ostatnich mądrości miałoby rzekomo nie dojść do zbrodni w Nankinie (japońscy żołnierze dokonali w tym mieście ogromnej masakry Chińczyków), a szef NHK nie widzi nic złego w komentarzu o tym, jakoby wykorzystywanie kobiet podczas konfliktów zbrojnych było na porządku dziennym.