W tym przypadku Microsoft sięgnął do listów anonimowego blogera, który opisywał nowe funkcje systemu Windows 8. Wówczas było to oprogramowanie jeszcze niedostępne dla szerokiego grona użytkowników i testerów. Oczywiste było zatem, że bloger dostawał informacje od kogoś wewnątrz firmy. W ten sam sposób miały wyciekać również kody źródłowe części funkcji systemowych — a więc cenne z punktu widzenia Microsoftu dane. W 2012 roku firma zaczęła własne dochodzenie w tej sprawie.
Miarka się przebrała, gdy ten sam bloger umieścił w Internecie zrzuty ekranowe nowych Okienek. Machina Microsoftu ruszyła pełną parą. Ale jak sprawdzić, skąd bloger ma informacje? Okazało się to łatwiejsze niż prawnicy firmy mogli przypuszczać. Wystarczyło zajrzeć do skrzynki e-mail blogera i wyszukać nazwisko pracownika Microsoftu, który był źródłem przecieków. Udało się go namierzyć (był nim pracujący dla jednego z oddziałów Microsoftu Rosjanin Alex Kibkalo). Swoje ślady pozostawił w listach na skrzynce blogera korzystającego z poczty Hotmail.
Tak się składa, że usługa darmowych kont pocztowych Hotmail należy do Microsoftu (obecnie jest oferowana pod nazwą Outlook. com). To jeden z najpopularniejszych na świecie systemów kont pocztowych — obok Gmaila oferowanego przez Google. System umożliwia również połączenie konta z Facebookiem i kontem Google.
Oficjalnie wszystko jest zgodne z prawem — a raczej z regulaminem usług, który Microsoft sobie wymyślił. Tak — to właśnie ten regulamin, którego nikt nie czyta, a wszyscy klikają w „przeczytałem, zgadzam się". Firma przyznaje sobie w nim prawo do automatycznego analizowania zawartości poczty i wpisów w komunikatorze internetowym w celu poprawienia jakości usług i ochrony przed spamem. „Microsoft może stosować mechanizmy automatycznego wyodrębniania informacji z e-maili, rozmów lub zdjęć, aby wykrywać spam i złośliwe oprogramowanie i zapewniać przed nimi stosowną ochronę. Wyodrębnione w ten sposób informacje Microsoft może też wykorzystywać na potrzeby opracowywania nowych funkcji usług, dzięki którym korzystanie z usług będzie jeszcze prostsze. Podczas przetwarzania treści Użytkownika Microsoft podejmuje stosowne środki w celu zagwarantowania ochrony prywatności Użytkownika" — brzmi odpowiedni fragment umowy dotyczącej usług Microsoft.
Teoretycznie nie ma w tym nic nadzwyczajnego — taki sam system stosują konkurencyjne firmy. Google w Gmailu automatycznie dobiera w ten sposób reklamy, które pokazuje użytkownikowi. Firmy usprawiedliwiają się, że nie ma mowy o naruszaniu tajemnicy korespondencji, bo faktycznie samych listów nie czyta żywa osoba, lecz są one analizowane przez algorytmy.