Ofiarami przestępców działających od pięciu lat są instytucje bardzo wysokiego szczebla w 69 krajach. Są to agencje rządowe i ambasady, instytucje zaangażowane w badania nad energią atomową, przedsiębiorstwa poszukujące ropy naftowej i gazu oraz firmy przemysłu lotniczego pracujące dla wojska. Chociaż większość ofiar ataku zlokalizowana jest w Europie Wschodniej i Azji Środkowej, wirus kradnie dokumenty z komputerów, smartfonów i urządzeń pamięci masowej (pendrive'ów) krajów najbardziej uprzemysłowionych: USA, Japonii, Australii, Szwajcarii, Irlandii, Belgii, Hiszpanii.
Sprawę ujawnili eksperci firmy specjalizującej się w zabezpieczeniach danych Kaspersky Labs. Na prośbę jednego z klientów – dyplomatów w październiku 2012 roku (stąd nazwa „Czerwony październik") specjaliści zbadali próbę wyłudzenia przez fałszywe witryny (tzw. pfishing), przy okazji odkryli szkodliwe pliki, które im towarzyszyły.
„Głównym celem działania wydaje się zebranie tajnych informacji i danych wywiadowczych, a zakres gromadzonych informacji jest dość szeroki" – piszą eksperci firmy Kaspersky w raporcie. „W ciągu ostatnich pięciu lat atakujący zbierają informacje od setek ważnych ofiar, ale nie wiadomo, jak te informacje zostały wykorzystane".
Wirus wykorzystywany przez przestępców jest modułowy i dostosowany indywidualnie do każdej ofiary. Każdemu nadawany jest unikalny identyfikator, dzięki temu przestępcy łatwo mogą zidentyfikować miejsce, z którego są wykradane dane.
Hakerzy będą prawdopodobnie oferować skradzione dane na czarnym rynku