– Internet Rzeczy to jest jeden z tych pomysłów, które po prostu należy zrealizować. To może zmienić każdy aspekt naszego życia od edukacji przez opiekę zdrowotną, a skończywszy na transporcie, energetyce czy procesach produkcji – uważa John Chambers, szef firmy Cisco. – Jeżeli uda nam się to zrobić, będziemy jedną z największych firm tworzących Internet. Ostatnia dekada należała do WWW. Kolejna, moim zdaniem, to Internet Rzeczy.
Ucieczki nie ma
Oczywiście, takie firmy jak Cisco są żywotnie zainteresowane podłączeniem jak największej liczby urządzeń do sieci – w końcu zarabiają na budowaniu infrastruktury. Ale na pierwszym Internet of Things World Forum byli obecni również inni wielcy gracze – zwykle ostro ze sobą konkurujący – Intel i Qualcomm, SAP i Oracle czy specjaliści od zarządzania energią, automatyki i znakowania towarów Schneider Electric, Rockwell i Zebra Technologies.
– Od tego trendu nie ma ucieczki. Najbardziej dotknięte zmianami będą rynki: motoryzacyjny, ochrony i bezpieczeństwa, usług zdrowotnych oraz usług publicznych – tłumaczy Steve Hilton, ekspert z Analysys Mason. – Ale korzyści odczujemy wszyscy. W ten sposób szpitale będą mogły na przykład kontrolować zużycie leków – fiolki będą wyposażone w elektroniczne etykiety RFID, które szpital będzie mógł błyskawicznie odczytać.
Gdy człowiek zawodzi
Samo pojęcie Internet Rzeczy pojawiło się już w 1999 roku podczas prezentacji inżyniera Kevina Ashtona dla firmy Procter & Gamble. Wtedy specjalne znaczniki (etykiety) miały ułatwić gigantycznej firmie zapanowanie nad dostawami. Ale przez ostatnie dziesięć lat to pojęcie zyskało nowe znaczenie, daleko wykraczające poza etykietowanie towarów.
– Według prognoz IDC do 2020 roku będziemy mieli 30 miliardów podłączonych urządzeń – podkreślał Wim Elfrink, wiceprezes ds. globalizacji Cisco. – Naszym zdaniem będzie ich nawet więcej. Oceniamy, że liczba urządzeń komunikujących się ze sobą sięgnie 50 miliardów. Znajdujemy się w punkcie zwrotnym, w którym maszyn podłączonych do Internetu jest więcej niż ludzi na Ziemi.
„Prawie wszystkie informacje, które znajdują się w Internecie, zostały dostarczone przez człowieka. Ktoś je wpisał, ktoś zrobił zdjęcie, ktoś nacisnął przycisk nagrywania" – pisał Ashton. „Choć diagramy Internetu pokazują głównie różne urządzenia, pomijają najważniejszy element całego systemu – człowieka. Ale ludzie są w tej roli niedoskonali, są powolni, rozpraszają się, są niezbyt uważni". Dlatego – przekonuje Kevin Ashton pracujący obecnie w firmie Belkin – należy komputerom dać możliwość samodzielnego zbierania informacji.