Z Instant Articles na razie korzysta — na próbę — „The New York Times", „National Geograpic", BuzzFeed, NBC, „The Atlantic", „The Guardian", sieć BBC, „Spiegel" oraz „Bild". Pomysł polega na udostępnieniu własnych treści bezpośrednio na platformie Facebooka — z pominięciem serwerów wydawców. Facebook daje do tego odpowiednie multimedialne narzędzia — tekst można ozdobić filmami, zdjęciami, interaktywnymi grafikami i mapami. Każdy element można oddzielnie „polubić" i polecić.
Argumenty Facebooka są sensowne — artykuły Instant Articles otwierają się szybciej, niż linki umieszczane w tradycyjnych wpisach. Ma to szczególne znaczenie przy pobieżnym przeglądaniu zawartości Internetu na urządzeniach mobilnych — mniej niż sekunda przy otwieraniu artykułu „fejsbukowego" i średnio osiem sekund przy otwieraniu materiału zewnętrznego.
Facebook zapewnia również podział zysków z reklam przy artykułach „wewnętrznych" w stosunku 70:30 — o ile wydawcy skorzystają z systemu reklamowego oferowanego przez sieć. Przychody z reklam sprzedawanych przez samych wydawców trafią do nich w 100 proc. Sieć ma zapewnić również wyższy ruch na stronach internetowych autorów materiałów, co ponownie może przełożyć się na wyższe dochody reklamowe.
Skoro sieć społecznościowa tak otwarcie mówi o zaletach Instant Articles, to skąd wątpliwości wydawców i autorów? Przenosząc własną treść do Facebooka wydawcy... przestają być wydawcami. Tracą kontrolę nad tym, co dla nich najcenniejsze — nad unikalną treścią i czytelnikami.
Nie jest też jasne, w jaki sposób do Instant Articles stosowany będzie algorytm sortujący informacje na stronach poszczególnych użytkowników. Jeden artykuł może pojawiać się na pierwszym miejscu u większości użytkowników Facebooka, podczas gdy inny będzie spychany w dół, lub nie pojawi się wcale — tak działają algorytmy sieci.