Włamywacze z Impact Team zrobili to, co zapowiadali. Chcieli wyłączenia portalu, a ponieważ firma się na to nie zgodziła, do sieci trafiły informacje o 33 mln użytkowników serwisu. To w sumie 10 gigabajtów danych zawierających informacje o imionach, nazwiskach, adresach e-mail, numerach telefonów i adresach zamieszkania, a nawet numerach kart kredytowych. Są tam również informacje o preferencjach i fantazjach seksualnych.
    Eksperci badający sprawę potwierdzili, że wystawione w Internecie dane są prawdziwe. Dostęp do plików mają obecnie wyłącznie osoby dysponujące odpowiednim oprogramowaniem i wiedzą — co w praktyce oznacza, że mogą je przeglądać hakerzy i eksperci zajmujący się bezpieczeństwem. Na razie użytkownicy portalu Ashley Madison mogą spać spokojnie — nie da się w łatwy sposób sprawdzić, czy przypadkiem nie umawiali się z kochankami. Do otwartego Internetu trafiła niewielka część informacji.