Co mogłoby skłonić potencjalnego nabywcę do zainwestowania np. 200 tysięcy złotych w mieszkanie w ramach TBS, którego nie będzie właścicielem? Może to, że na prawie najmu do takiego lokalu można dobrze zarobić?
Pewnie są indywidualne sytuacje, w których komuś się opłaci zostać najemcą za 200 tys. zł, bo np. nie ma zdolności kredytowej, a dysponuje sumą, ale niewystarczającą na zakup mieszkania na rynku.
Wtedy „odkupuje” od prywatnej osoby lokal należący do TBS – czyli zwraca jej partycypację (np. 100 tys. zł), i dodatkowo płaci tzw. odstępne – np. kolejne 100 lub 200 tys. zł. Za co? Za to, że zbywca prawa najmu właśnie jemu pozwolił zamieszkać w budynku TBS (więcej D1).
I tak prywatne osoby decydują o tym, kto będzie mieszkał w lokalach, które do nich należą. Taka możliwość wypacza ideę budownictwa społecznego, ale co z tego – jak mówią „sprzedający” prawo najmu – skoro przepisy tego nie zabraniają. W TBS też wiedzą, że handel prawem najmu kwitnie, ale twierdzą, że nic nie mogą zrobić, bo... transakcje odbywają się na granicy prawa.
Tymczasem w ostatnim raporcie o TBS Najwyższa Izba Kontroli zarzuca władzom towarzystw m.in. to, że nie sprzeciwiały się dokonywaniu cesji umowy najmu, przez co lokale budownictwa społecznego stały się towarem komercyjnym (patrz ramka na D3).