Gdy 11 września 2001 r. na oczach widzów na całym świecie runęły bliźniacze wieże World Trade Center, chyba nikt nie miał wątpliwości, że symbol Nowego Jorku zostanie jak najszybciej odbudowany lub zastąpiony czymś jeszcze bardziej okazałym. Grupy turystów, które po obowiązkowym zdjęciu z giełdowym bykiem i spacerze po Wall Street docierają w rejon, gdzie stało słynne WTC, wciąż widzą jednak tylko wielki plac budowy i pokazane na płotach wizualizacje strzelistych wież, muzeum oraz imponujących miejsc pamięci, które mają w tym miejscu powstać.
Ciągnące się od niemal dwóch lat prawne przepychanki i negocjacje między deweloperem Larrym Silversteinem a urzędnikami dotyczące finansowania budowy World Trade Center tak bardzo spowolniły postęp prac, że choć na miejscu pracują tysiące robotników, to o zakończeniu robót w dziesiątą rocznicę zamachów nie ma już w ogóle mowy.
Nowojorczycy i rodziny ofiar nie mają wątpliwości: to wielki wstyd, że tak szczególne dla Ameryki miejsce wciąż wygląda w ten sposób. – To obraza dla wszystkich, którzy zginęli 11 września, i dla tych, którzy ryzykowali życie podczas akcji ratunkowej. Zbudowanie dwóch stadionów do baseballu i jednego do futbolu zajęło im mniej niż trzy lata. To haniebne – przekonuje w rozmowie z „Rz” John Feal, prezes nowojorskiej Fealgood Foundation pomagającej osobom, które przeżyły zamachy z 2001 r. i brały udział w akcji ratunkowej oraz oczyszczaniu terenu World Trade Center.
[srodtytul]Władze sypnęły milionami[/srodtytul]
Pod koniec sierpnia doszło jednak do wartego 1,6 mld dol. przełomu. Zarząd Port Authority – agencji, która jest właścicielem terenu, na którym znajdowało się World Trade Center – zgodził się pomóc w sfinansowaniu z publicznych pieniędzy budowy dwóch gargantuicznych wież od strony Church Street. Dzięki wyłożonemu z publicznej kasy miliardowi dolarów 64-piętrowa, mierząca 975 stóp (297 metrów), wieża 4 ma zostać otwarta w 2013 r.