Chodzi o miejsca, w których nie mieszka już nikt. A takich opuszczonych osad przybywa na Białorusi z roku na rok. Ludzie porzucają najczęściej wsie przy granicy z Litwą i Polską, gdzie wciąż obowiązuje sowiecka sistiema (zasieki graniczne, zakaz wstępu do lasów, trudności z łącznością) utrudniają mieszkańcom kontakt ze światem.
- Szczególnie dużo takich miejsc mamy w rejonie Witebska i Grodna - wyjaśnił agencji Belta Czesław Szulg, wiceminister sportu i turystyki . Tylko w witebskim rejonie przez ostatnie dwa lata wyludniło się 12 wiosek.
- Pracujemy nad tym, by znaleźć inwestorów, którzy za kwotę bazową (12 dol.) wykupią te piękne miejsca i przywrócą je do życia. Wiele z nich leży na terenie parku narodowego - dodaje urzędnik. Pierwsi chętni już są. Nabywców znalazły dwie wsie w witebskim rejonie.
Podobna inicjatywa pojawiła się też niedawno we Francji, ale tam cena opuszczonej osady to 330 tys. euro. W USA, na początku kwietnia, zostało sprzedane w prywatne ręce całe miasteczko z jednym mieszkańcem. Także w Polsce na ścianie wschodniej jest wiele opuszczonych wiosek. Na granicy z Rosją - w województwie warmińsko-mazurskim powstał cały pas ziemi niczyjej. Utrudnia to pracę służbom granicznym, którym zależy na mieszkańcach, bo to ważne źródło informacji o sytuacji na granicy Unii. Jednak polskich opuszczonych wsi nikt nie sprzedaje. Wiele zarosło już drzewami i trawami a o ich istnieniu świadczą już tylko pozostawione drogowskazy. Jak ten do nieistniejącej wsi Warszkajty za Górowem Iłowieckim