Ile możemy wytargować, kupując lokal na rynku wtórnym? Na jakie ustępstwa pójdą czekający na kupca od zeszłego roku? Sprawdziliśmy to jako klienci.
W Warszawie znaleźliśmy trzypokojowe, 76-metrowe mieszkanie z półotwartą kuchnią na ostatniej kondygnacji sześciopiętrowego bloku przy ul. Literackiej na Bielanach. Dom w 2007 roku wybudowała spółdzielnia. Lokal, w którym nikt nigdy nie mieszkał, jest wykończony pod klucz. W kuchni zostają meble, w przedpokoju i sypialni – szafy. Oferta pochodzi z sierpnia zeszłego roku. Właściciel za metr apartamentu chciałby dostać ponad 9,8 tys. zł, czyli 750 tys. zł. Cena jak dla nas astronomiczna, biorąc pod uwagę, że mieszkanie jest duże, w dodatku poza centrum stolicy. Proponujemy 9 tys. zł za mkw. Musiałby więc obniżyć cenę o 60 tys. zł, do 690 tys. zł. – Zastanawiałem się nad obniżką, bo oferta już długo jest na rynku – przyznaje sprzedający. – Nie chciałbym jednak schodzić poniżej 700 tys. zł. Na początek zaproponuję w ogłoszeniu taką właśnie stawkę i zobaczę, jakie będzie zainteresowanie. Dopiero potem, jak nikt nie zareaguje, mogę pomyśleć o większych rabatach – mówi.
Zaprasza do stołu
Bardziej skłonny do negocjacji okazał się właściciel 52-metrowego, dwupokojowego mieszkania w Fabrycznej we Wrocławiu. Lokal z aneksem kuchennym na parterze trzypiętrowego bloku z 2004 roku sprzedający wycenił na 330 tys. zł, czyli 6,3 tys. zł za mkw. Mieszkanie do oferty sprzedaży trafiło na początku listopada ubiegłego roku.
– Lokal jest w dobrym stanie. Odświeżyliśmy go dwa lata temu. Można w nim od razu zamieszkać – zachęca sprzedający. Dodaje, że zostają meble i sprzęt kuchenny. Nie ma jednak garażu. – Miejsce postojowe można jednak bez problemu wynająć albo kupić – mówi sprzedający.
Jesteśmy skłonni lokal obejrzeć, jeśli sprzedający zejdzie z ceny do 300 tys. zł. Na metr moglibyśmy wydać prawie 5,8 tys. zł. – Propozycja jest do rozpatrzenia – mówi właściciel wrocławskiego lokalu. Zaprasza do oglądania lokalu.