– Mamy początki boomu na rynku nieruchomości mieszkaniowych. I nie ma w tym nic nadzwyczajnego, bo zastosowanie stymulacji fiskalnej – programu „Mieszkanie dla młodych" – oraz monetarnej – obniżki stóp procentowych, prawie zawsze daje takie wyniki – tłumaczy profesor Jacek Łaszek ze Szkoły Głównej Handlowej. – Prawie, bo czasami wywołuje boom na rynku akcji, który potem kończy się spektakularnym spadkiem i pogrąża tzw. plankton, którego napływ właśnie go wywołał, przedłużając sztucznie fazę wzrostową cyklu. Wtedy dopiero w drugim rzucie osłabiony popyt przesuwa się na rynek nieruchomości, powodując zwyżki cen, a potem często spekulację.
Z raportu Narodowego Banku Polskiego monitorującego zmiany na rynku deweloperskim wynika, że wzrost popytu na mieszkania – jako konsekwencji obniżek stóp procentowych – był znaczący. Szacunki mówią, że wartość transakcji związanych z mieszkaniami deweloperskimi na siedmiu największych rynkach w kraju wzrosła z 2,8 mld zł kwartalnie przed fazą luzowania stóp procentowych do 3,8 mld zł, a po ostatniej obniżce przekroczyła 4 mld zł.
Racjonalni konsumenci
– Gdyby nie duży zapas niesprzedanych mieszkań, będący efektem eksperymentów z poprzednią wersją ustawy deweloperskiej, miałby miejsce duży wzrost cen, co łatwo obliczyć – ostrzega prof. Łaszek. – Warto dodać, że jak dotąd konsumenci zachowują się nadzwyczaj rozsądnie, pytanie tylko jak długo.
Prof. Łaszek mówi, że na razie nic złego na rynku się nie dzieje, bo ceny mieszkań gwałtownie nie rosną, ale o deflacji możemy już raczej zapomnieć. Radzi, by pomyśleć, co zrobić – czyli jak zaostrzać wskaźniki ostrożnościowe na rynku – gdyby ceny zaczęły rosnąć zbyt szybko.
Z danych Centrum Amron wynika, że ceny transakcyjne mieszkań w największych miastach Polski od 2011 r. podlegają jedynie nieznacznym wahaniom. W ujęciu rocznym (w I kwartale 2015 r. w stosunku do I kwartału 2014 r.) średnia cena transakcyjna w dwóch spośród wszystkich badanych miast spadła w Krakowie (o 82 zł za mkw.) i w Gdańsku (o 58 zł za mkw.).