Za nami bezprecedensowy rok – można powiedzieć, że wartość i struktura inwestycji w nieruchomości odzwierciedla wpływ pandemii na rynek. Ich wartość skurczyła się do 5,6 mld euro, o 1/3 wobec rekordowego 2019 r. Najwięcej w historii ulokowano w rozgrzane magazyny, zmniejszyły się kwoty zainwestowane w borykające się ze skutkami pandemii biura i obiekty handlowe. Jak rysuje się najbliższa przyszłość?
30-proc. spadek może się wydawać znaczący, ale bazą jest rekordowy 2019 r. To wciąż trzeci wynik w historii. Ten rok w naszych przewidywaniach będzie miał podobny rezultat jak poprzedni. Struktura transakcji pewnie będzie zbliżona, spodziewamy się, że wiodącym rynkiem znów mogą okazać się magazyny. Biura pewnie także powtórzą wynik, większe obroty powinniśmy też zobaczyć w szeroko pojętym sektorze living (mieszkania na wynajem instytucjonalny, prywatne akademiki – red.). Nieruchomości to sensowna alternatywa lokowania kapitału.
Polska to historycznie największy rynek naszego regionu Europy. Jak wypadliśmy w czasie pandemii?
Ponad połowa wartości transakcji zawartych w regionie przypadła na Polskę. Nasza pozycja od dawna jest dominująca i nie jest to nic zaskakującego, biorąc pod uwagę rozmiar rynku. Polska to Warszawa i silne rynki regionalne skupione wokół aglomeracji. W pozostałych państwach regionu inwestycje obejmują przede wszystkim stolice. Wartość inwestycji w Czechach wyniosła 1,5 mld euro (spadek rzędu 50 proc.) – do tego 1,3 mld euro to transakcja zakupu Residomo, operatora PRS (z ang. private rented sector – instytucjonalny najem mieszkań – red.). Na Węgrzech ulokowano 1,25 mld euro (spadek rzędu 25–30 proc.), na Słowacji 525 mln euro (spadek o jedną trzecią). Ewenementem jest Rumunia, gdzie wartość inwestycji wzrosła o 15–20 proc., do 900 mln euro.
Wspomniał pan o przejęciu Residomo, to portfel liczący 43 tys. mieszkań. U nas rynek najmu instytucjonalnego dopiero się rodzi, w porywach to dziś 5 tys. lokali, a według prognoz w 2025 r. może osiągnąć skalę rzędu 66 tys.