[b]Rz: Czy to już koniec kryzysu na rynku nieruchomości?[/b]
[b]Marek Kiełpikowski:[/b] Są przesłanki, że kryzys się kończy. Mieszkania, które są nisko wyceniane, szybciej znikają z oferty. Banki chcą już udzielać kredytów, a w sądach wieczystoksięgowych zwiększa się liczba wniosków o zmiany właścicieli nieruchomości.
[b]Co najbardziej staniało?[/b]
Rynek się rozwarstwia. W czasach, gdy na mieszkanie czekało się wiele lat, nikt nie wybrzydzał na przechodnie pokoje, ciemną kuchnię czy brak balkonu. Dziś przy większej liczbie ofert chętnych na źle zaprojektowane lokale jest mniej. Tracą szczególnie odległe, słabo skomunikowane dzielnice oraz większe mieszkania, powyżej 60 mkw., w starych blokach. Roczny spadek cen może sięgać 10 – 15 procent. Urokiem rynku nieruchomości jest niepowtarzalność ofert. Ten sam metraż w tej samej lokalizacji może osiągnąć różne wyceny. Nieatrakcyjny towar można „podrasować” remontem czy dodatkowym wyposażeniem i uzyskać satysfakcjonującą cenę. Klienci kupują oczami.
[b]Z punktu widzenia nabywców lokali w stolicy nie widać, by ceny drastycznie spadły. Jak to jest na mniejszych rynkach?[/b]