W szczególności jest odpowiedzialny za poprawne (precyzyjne) napisanie umowy. To wniosek ze środowego wyroku warszawskiego Sądu Apelacyjnego (sygn. VI ACa 1137/07).
Przekonali się o tym Jacek K. i Robert E., właściciele firmy budowlanej, którzy domagali się od Aliny P., właścicielki ekskluzywnego sklepu położonego w centrum stolicy, zapłaty reszty wynagrodzenia za remont.
W umowie ustalono wynagrodzenie ryczałtowe w wysokości 496 tys. zł i ta kwota została zapłacona. Ale w dniu odbioru prac kontrahenci podpisali aneks, w którym przewidzieli dodatkowe prace wartości ok. 200 tys. zł. I tu powstał spór. Wykonawcy zażądali zapłaty całej tej kwoty – aneks potraktowali jako dodatkową umowę ryczałtową. Pozwana twierdziła z kolei, że był to tylko aneks, roboty częściowo się pokrywały, a podpisała go pod wpływem błędu (później rzeczoznawca zwrócił jej na to uwagę). Zaproponowała wykonawcom 104 tys. zł (z tej drugiej kwoty) i tyle im wypłaciła.
Sąd okręgowy uznał, że ścisłe określenie umówionych robót nie było możliwe i po tej ostatniej wpłacie właścicielka salonu nic przedsiębiorcom budowlanym nie jest winna.
Pełnomocnik przedsiębiorców mec. Marek Gniewaszewski przekonywał Sąd Apelacyjny, że aneks był w rzeczywistości odrębną umową ryczałtową. Pierwsza dotyczyła bowiem wysokiej jakości remontu części lokalu na salon, druga część miała być pierwotnie tylko odnawiana. Przewidziano jednak, że gdyby przyszły najemca lokalu sobie tego zażyczył, standard naprawy drugiej części też będzie wyższy. Tak tu było i stąd ten aneks i dodatkowy ryczałt.