Coraz więcej spółek ma problemy z regulowaniem należności, coraz mniej transakcji jest spłacanych w terminie. W pierwszym półroczu upadłość ogłaszały nie tylko firmy wykonawcze czy wykończeniowe, ale też kilku deweloperów, producenci i dystrybutorzy materiałów budowlanych. Spółki te zatrudniały łącznie ok. 3,2 tys. osób.
Z wyliczeń spółki Euler Hermes Collections wynika, że najwięcej spółek zakończyło działalność na Śląsku i w Małopolsce. Głównie byli to producenci materiałów budowlanych i firmy wykonawcze. Mimo rosnącej liczby inwestycji nie zmniejsza się też średnia wartość tzw. trudnych długów. – Długa i mroźna zima oraz powódź w części kraju spowodowały przestoje, a w konsekwencji opóźnienia płatnicze. W szczególnie trudnej sytuacji znalazły się podmioty o ograniczonej zdolności finansowania bieżącej działalności, niewielkiej kapitalizacji. Są to zwykle działające lokalnie relatywnie małe podmioty – mówi Marcin Siwa, dyrektor działu oceny ryzyka w Coface Poland.
[wyimek]60 upadłości w branży budowlanej odnotowano w pierwszym półroczu br. – podaje Euler Hermes Collections[/wyimek]
Jest też pewna grupa spółek, które mają problemy finansowe i prowadzą negocjacje z bankami, a jednocześnie mogą nie sprzedawać mieszkań czy innych obiektów, ponieważ banki mające ich obligacje lub inne zobowiązania nie zgadzają się na obniżanie cen lokali. – Jeszcze trzy miesiące temu prognozowano wojnę cenową między dystrybutorami materiałów budowlanych ze względu na spadek popytu. Wprawdzie ta opinia się nie potwierdziła, ale ceny takich produktów systematycznie spadają. Jest też coraz mniej nowych kontraktów, a pojawiają się nowi gracze – duże koncerny z Włoch, Hiszpanii czy Chin, a także mniejsze firmy litewskie, czeskie czy z Bałkanów. Spółki te – deweloperzy oraz producenci materiałów budowlanych – oferują usługi po bardzo niskich cenach, by wejść na rynek – wyjaśnia Grzegorz Hylewicz, zastępca dyrektora w Euler Hermes Collections. Jego zdaniem część firm, która ma dziś kłopoty, upadnie z powodu dużej konkurencji i braku zleceń.
– Zbankrutować mogą też firmy, które w walce o nieliczne zlecenia nie uwzględniają dodatkowych kosztów, np. robót ziemnych czy niespodziewanych prac archeologicznych. Tymczasem samorządy, będące często inwestorami, usztywniły się w kwestii akceptowania kosztów dodatkowych. Problemy w dalszej kolejności będą dotykać małych podwykonawców. Większe firmy szukają pretekstów, np. uchybień czy przekroczonych terminów prac, aby nie płacić i w ten sposób zmieścić się w kosztach zaoferowanych w przetargu. Np. spółki na śląsku odmawiały odbioru wykonanych inwestycji z powodu nieodpowiedniej pracy systemów odwadniających, wykonanych zgodnie z planem, ale ich praca może okazać się niewystarczająca w przypadku ekstremalnych opadów – mówi Hylewicz.