Można nie wierzyć (np. patrząc na rynek kredytów hipotecznych), można się obrażać, mówić, że działa deweloperskie lobby, ale statystyki sprzedażowe za I kwartał br.mówią same za siebie: klienci nie rządzą już na rynku nowych mieszkań. Karty rozdają deweloperzy.
Dzięki obniżkom cen i wprowadzeniu na rynek lokali dopasowanych do możliwości klientów (małych metrażowo dwu- i trzypokojowych), zawojowali rynek w dużych miastach. Jak podawaliśmy w ub. tygodniu za analitykami firmy Reas, już siódmy kwartał z rzędu oferta nowych lokali w sześciu największych miastach spadła – do ponad 39 tysięcy. A jeszcze dwa lata temu, w II kwartale 2012 r., firmy wystawiły na rynek ponad 56 tys. mieszkań. Spieszyły się, bo chciały uciec przed wymogami ustawy deweloperskiej, która zaczynała obowiązywać od maja 2012 r. Wtedy analitycy zastanawiali się, ile potrzeba na wyprzedaż tak wielkiej oferty? Może sześć, może osiem kwartałów bez nowej podaży? Dziś swoje lokale deweloperzy są w stanie wyprzedać w ciągu niespełna czterech kwartałów w Warszawie, Krakowie i Trójmieście, we Wrocławiu – w ciągu 4,5 kwartału, a w Poznaniu i Łodzi w nieco ponad pięć kwartałów.
Czy rynek wtórny ma szansę w zderzeniu z pierwotnym? Z nowszymi budynkami, świeżymi klatkach schodowymi, ładnymi windami i zagospodarowanymi podwórkami? Tak, kupowanie lokali na rynku wtórnym jest bezpieczniejsze, gdyż są one gotowe, wykończone, a przede wszystkim w dużych miastach zwykle mają lepsze adresy niż nowe osiedla. Ale sprzedający doliczają do ceny to, co włożyli w remont lub wykończenie i w związku z tym ich skłonność do obniżenia zaporowej stawki jest mała. Ostatnio jednak, jak mówią pośrednicy, także na rynku wtórnym widać jaskółki ożywienia. ?Oby nie odleciały na rynek pierwotny.