Kto nie nadąża lub wręcz nie wyprzedza zmian, ten zginie. Przyznam, że niespecjalnie lubię tę frazę, gdyż zbyt często służy ona do konstruowania ewidentnych biznesowych głupot czy koncepcji, które na pierwszy rzut oka nie mają szans powodzenia. Jednocześnie nie można zaprzeczyć, że w tym ocierającym się o banał zdaniu jest więcej niż jedno ziarno prawdy. W biznesie trzeba przewidywać i wyprzedzać. Także w sektorze, który opisujemy na tych stronach – deweloperskim i inwestorskim.
Niejaki Brad Neuberg, młody i zdolny programista, miał dwa życiowe marzenia: zachować stabilną pozycję zawodową i nie stracić przy tym niezależności. Wynajął w San Francisco piętro w budynku biurowym i zaproponował innym freelancerom gotowe i w pełni wyposażone miejsce do pracy za niewielką opłatą. Tak powstało pierwsze biuro coworkingowe. Było to zaledwie 12 lat temu, w 2005 roku. Nie trzeba było długo czekać na to, aby wydawało się niszowa koncepcja współdzielenia biura stała się jednym z powszechniejszych zjawisk w sposobie myślenia o przestrzeniach biurowych. Do Polski ta idea zawitała z kilkuletnim opóźnieniem – w 2009 roku.
Kolejna koncepcja – place making. W Stanach Zjednoczonych zrodził się już w latach 60. XX wieku. W Polsce jest traktowany jako stosunkowo nowy trend. Rynek i samorządowcy dopiero niedawno zaczęli dostrzegać potrzebę tworzenia przestrzeni z uwzględnieniem potrzeb lokalnej społeczności.
Projekty nieruchomościowe, powstałe w oparciu o tę koncepcję, można dziś w polskich miastach policzyć na palcach jednej ręki. Przyjaznych dla ludzi przestrzeni miejskich będzie przybywać i warto w tym miejscu dodać, że lepiej późno niż wcale.