– Zapytałem studentów medycyny ostatnich lat, czy jakiś pacjent utkwił im w pamięci. Na 15 osób jedna studentka powiedziała, że zapamiętała jednego, bo podobnie jak ona, interesował się piłką nożną i sobie o tym porozmawiali. Średni czas kontaktu, jaki mają z pacjentem, to 15 minut – opowiada prof. Tomasz Pasierski, kierownik Zakładu Humanistycznych Podstaw Medycyny w Akademii Medycznej w Warszawie.

– Studia nie wywołują refleksji, jak zrozumieć pacjenta w chorobie. Świeżo upieczeni lekarze dostają dyplom i muszą umieć rozmawiać z osobą umierającą.

Naprzeciw takim wyzwaniom wychodzą zajęcia w zakładzie Pasierskiego. Powstał on we wrześniu. To pierwsza tego typu jednostka w Polsce. Ma się zajmować emocjonalnym kształceniem doktorów. W zajęciach obowiązkowo uczestniczą studenci VI roku. Wzrasta wartość umiejętności rozumienia pacjenta i rozmowy z nim. – Wymusiła to konkurencja między prywatnymi klinikami – tłumaczy Jacek Santorski, psycholog, który pro-wadzi szkolenia dla lekarzy.Studenci medycyny pobierają lekcje z podstaw psychologii czy bioetyki. Jest ich jednak za mało. Prof. Pasierski chce czerpać z tradycji krajów anglosaskich: – Studenci amerykańskich uczelni opiekują się np. chorym dializowanym. Zyskują doświadczenie obcowania z osobą cierpiącą na chorobę przewlekłą. Nasi studenci nie mają pojęcia, co to znaczy chorować przewlekle, bo nie spotykają wiele razy tej samej osoby. Trudno zmienić program studiów, ale można pomóc wniknąć w istotę zawodu. Wykorzystuje się do tego książki (np. „Oddział chorych na raka“Sołżenicyna, opowieść o bezduszności instytucji służby zdrowia) i filmy (np. „Rudobrodego“ Kurosawy o losach internisty praktykującego w szpitalu dla ubogich). Celem zajęć nie jest dawanie gotowych rozwiązań, ale skłonienie do refleksji: czy jestem dobrym lekarzem. Musi on wejść w świat odczuć chorego.

Postawa lekarza przekłada się na wyniki terapii. Pacjenci chętniej przestrzegają wskazówek, jeśli mają poczucie bycia zrozumianym.Szkolenia dla lekarzy polegają m.in. na odgrywaniu scenek i wcielaniu się w rolę pacjenta. Najchętniej dokształcają się pediatrzy, ale są w tej grupie i onkolodzy.Jak uczy się ich informować o śmierci? – Trzeba tworzyć struktury językowe odzwierciedlające prawdę. Jednocześnie dbać, by przysłowiowa szklanka wody była do połowy pełna – tłumaczy Jacek Santorski. – Zamiast mówić: umrze pan za trzy miesiące, lepiej powiedzieć: zostało panu 100 dni życia, proszę pomyśleć, ile spraw można załatwić.

– Nie należy bać się rozmowy ze ślepym o kolorach, a z tym, który umiera, o przyszłości – potwierdza Anna Dymna, aktorka i założycielka Fundacji Mimo Wszystko. Rozmawiała z setkami chorych.– W chorowaniu najgorsza jest samotność – tłumaczy. Pamięta 48-letnią Janeczkę, u której zdiagnozowano nowotwór piersi. W szpitalu kobieta usłyszała: – Ma pani raka, musi się pani zoperować, do widzenia. Przyszedł dzień operacji. Leżała na sali. Wszedł lekarz: – Dzień dobry, pani do heblowania cycka?