Ludzie wierzący są szczęśliwsi

Religijność nie tylko zwiększa satysfakcję z życia, ale działa jak bufor neutralizujący wpływ negatywnych doświadczeń – rozwodu czy braku pracy – dowodzą naukowcy. Przebadali także, jakie korzyści płyną dla człowieka z modlitwy

Aktualizacja: 21.03.2008 03:31 Publikacja: 21.03.2008 02:03

Ludzie wierzący są szczęśliwsi

Foto: Rzeczpospolita

– Na początku chcieliśmy się tylko dowiedzieć, dlaczego jedne państwa przeznaczają większe kwoty na zasiłki dla bezrobotnych niż inne. Tymczasem natrafiliśmy na ciekawą informację, że ludzie religijni odczuwają mniejszy stres z powodu braku pracy niż niewierzący – tłumaczył prof. Andrew Clark z Paryskiej Szkoły Ekonomicznej podczas konferencji Królewskiego Towarzystwa Ekonomicznego. Naukowiec prowadził analizy we współpracy z dr Orsolyą Lelkes z Europejskiego Centrum Badań nad Dobrobytem.

Prace ich autorstwa dowodzą także, że choć osoby wierzące są raczej przeciwne rozwodom, kiedy już podobne wydarzenie ma w ich życiu miejsce, nie dotyka ich tak boleśnie. Może dlatego, że ludzie religijni bardziej potrafią cieszyć się codziennością. A w rezultacie w większym stopniu są ze swojego losu zadowoleni. Takie wyniki przynosi ankieta przeprowadzona wśród tysięcy Europejczyków, katolików i protestantów.

 

 

– Źródłem korzyści płynących z religijności może być towarzyszące wierzącym uczucie celowości życia – komentuje prof. Leslie Francis z University of Warwick.

– Wyniki owych badań możemy wytłumaczyć za pomocą teorii opanowania trwogi – twierdzi profesor Dariusz Doliński, dziekan Wydziału Zamiejscowego Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej we Wrocławiu. U jej podstaw leży przekonanie, że człowiek jest jedyną istotą na Ziemi, która zdaje sobie sprawę z własnej śmiertelności. Świadomość ta jest źródłem lęków. Zabezpieczać przed nimi może utożsamianie się z kulturą, która będzie istniała nawet po zakończeniu naszego życia. Ale jeszcze bardziej atrakcyjna wydaje się w tej mierze religia. Obiecując życie po śmierci, redukuje poczucie lęku. A bez niego łatwiej o poczucie szczęścia.

Osoby głęboko wierzące są w mniejszym stopniu narażone na śmierć z powodu raka płuc

Nie są to pierwsze badania, które dowodzą, że religijność niesie pozytywne skutki. Zaledwie miesiąc temu na łamach pisma „Social Science & Medicine” naukowcy przekonywali, że osoby gorąco wierzące i przestrzegające zasad wiary są w mniejszym stopniu narażone na śmierć z powodu raka płuc i chorób związanych z nadużywaniem alkoholu. W rezultacie zaś żyją dłużej.

Wydaje się, że niebagatelną rolę w poprawie samopoczucia odgrywa także modlitwa, czego dowiodły z kolei wyniki ankiet przeprowadzonych w Wielkiej Brytanii przez TNS na zlecenie chrześcijańskiej organizacji Tearfund.

Sprawia ona, że czuję się wyciszony i zadowolony – odpowiedziało 38 proc. modlących się. Wzmacnia mnie – przyznał co trzeci respondent. Aż 57 proc. twierdzi, że modlitwa ma wpływ na bieg ich życia. Ciekawe, że – jak wynika z tych badań – modlą się także ateiści. Do podobnych praktyk przyznało się 12 proc. z nich.

Im człowiek starszy, tym poświęca więcej czasu na modlitwę. Najwięcej osób modli się po 75. roku życia. Najczęściej w intencji rodziny, przyjaciół. Modlitwa jest jednak także formą podziękowania Bogu i prośbą o pomoc, np. w kwestii zdrowia czy rozwiązania problemów trapiących świat.

 

 

Czy jednak przynosi to oczekiwane rezultaty? W świetle naukowych badań nie możemy być tego pewni. Dowodów dostarczył kontrowersyjny eksperyment przeprowadzony kilka lat temu na Duke University Medical Center w Północnej Karolinie. Wzięło w nim udział 750 pacjentów, którzy czekali na operację serca. Podzielono ich na dwie grupy. Modlono się w intencji jednej z nich. Robili to chrześcijanie, żydzi, buddyści i muzułmanie. Okazało się, że wyniki zabiegu nie były w tej grupie lepsze niż wśród pacjentów, za których nie wznoszono modłów. – Modlitwa nie działa jak moneta wrzucona na automatu, w zamian za którą dostajemy batonik – tłumaczył wówczas Tom Wright, biskup Durham.

Ale wyniki badań i tak z pewnością zadziałały niczym woda na młyn takich organizacji jak brytyjskie Narodowe Towarzystwo Świeckie, które reprezentuje interesy ateistów i agnostyków. Jej przewodniczący Terry Sanderson określił najnowsze naukowe doniesienia dotyczące większego poczucia satysfakcji z życia wśród osób religijnych jako niemające znaczenia. – Szczęście jest pojęciem nieuchwytnym. Ja czerpię je ze słuchania muzyki klasycznej, a z kolei nie cierpię oglądania meczów futbolowych. Dla każdego znaczy ono coś innego – powiedział Sanderson.

 

 

Źródłem zadowolenia jest poczucie wspólnoty

prof. Halina Grzymała-Moszczyńska - pracownik Instytutu Religioznawstwa UJ i Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej

Rz: Zgadza się pani z najnowszymi doniesieniami, że ludzie religijni są szczęśliwsi?

Profesor Halina Grzymała-Moszczyńska: Trudno mi interpretować wyniki badań, skoro nie wiem, w jaki sposób zmierzono ową religijność. Czy brano pod uwagę częstotliwość uczęszczania do kościoła, czy raczej występowanie doświadczeń religijnych w postaci na przykład przeświadczenia, że opatrzność nad nami czuwa.

Sądzę, że osoba, której znacznie bliższy jest bezpośredni sposób odniesienia do Boga, może doznawać większego zadowolenia z życia niż ta, która rutynowo uczestniczy w nabożeństwach, chociażby z powodu presji społecznej albo dlatego, że zawsze tak robiła, a nie towarzyszą temu głębsze przeżycia. Badając religijność, zawsze powinniśmy pytać o motywację człowieka.

Mniejsza o metodologię. Skupmy się na rezultatach. To kolejne badania potwierdzające, że religia dodaje ludziom skrzydeł. Jak możemy je wytłumaczyć z psychologicznego punktu widzenia?

Ale jednocześnie wiele badań pokazuje również i to, że osoby religijne są bardziej neurotyczne, częściej towarzyszy im poczucie winy, mają autorytarną osobowość.

Jeśli ktoś podporządkowuje się presji społecznej dotyczącej na przykład uczestnictwa w praktykach religijnych, jest bardziej akceptowany przez grupę. W zamian w sytuacjach kryzysowych, jak choćby rozwód czy utrata pracy, może liczyć na jej wsparcie. Tu kryje się źródło owego dobrostanu.Z drugiej strony, jak wynika z badań religijności Polaków, którzy wyemigrowali do Wielkiej Brytanii (zaprezentowanych w programie TVP „Między niebem a ziemią”), tylko 10 proc. z nich związanych jest z jakąś parafią katolicką. Co oznacza, że większość nie chodzi do kościoła. Choćby dlatego, że praca w weekendy jest lepiej płatna. Prawdopodobnie nie oznacza to jednak, że poczucie ich zadowolenia z życia jest niższe.

Jeśli założymy, że wierzący są bardziej zadowoleni z życia, to ateiści pod tym względem wypadają gorzej.

Nie możemy w tym wypadku zastosować tak prostego przełożenia. Nieżyjący już Gordon Allport, wybitny psycholog osobowości zajmujący się również kwestiami wiary, ukuł termin „poczucie religijne”. Kryje się pod nim przekonanie, że bardzo ważną rzeczą dla człowieka jest posiadanie spójnej filozofii, która mogłaby integrować różne sfery życia. Religia znakomicie się do tego nadaje i wpisuje w tę ludzką potrzebę. Ale jak stwierdził Allport, podobną rolę może odgrywać cokolwiek innego, pod warunkiem, że ma wszechobejmujący charakter.

Na przykład co?

Idea, której chcemy się podporządkować, która jest naszą pasją i w imię której jesteśmy w stanie zrezygnować z wielu rzeczy. Dla jednych może to być działanie na rzecz niepełnosprawnych dzieci, dla innych wspinaczka wysokogórska.

Ale czy porównanie religii do wspinaczki lub działalności charytatywnej jest uprawnione? W przypadku tych czynności brak przecież tak istotnego w kwestii wiary elementu mistycyzmu czy też duchowości

.

Dla Allporta nie jest on tak ważny. Choć istnieją oczywiście koncepcje, i to one stanowią większość, według których istotą religii jest relacja człowieka z absolutem.

– Na początku chcieliśmy się tylko dowiedzieć, dlaczego jedne państwa przeznaczają większe kwoty na zasiłki dla bezrobotnych niż inne. Tymczasem natrafiliśmy na ciekawą informację, że ludzie religijni odczuwają mniejszy stres z powodu braku pracy niż niewierzący – tłumaczył prof. Andrew Clark z Paryskiej Szkoły Ekonomicznej podczas konferencji Królewskiego Towarzystwa Ekonomicznego. Naukowiec prowadził analizy we współpracy z dr Orsolyą Lelkes z Europejskiego Centrum Badań nad Dobrobytem.

Prace ich autorstwa dowodzą także, że choć osoby wierzące są raczej przeciwne rozwodom, kiedy już podobne wydarzenie ma w ich życiu miejsce, nie dotyka ich tak boleśnie. Może dlatego, że ludzie religijni bardziej potrafią cieszyć się codziennością. A w rezultacie w większym stopniu są ze swojego losu zadowoleni. Takie wyniki przynosi ankieta przeprowadzona wśród tysięcy Europejczyków, katolików i protestantów.

Pozostało 89% artykułu
Nauka
Człowiek poznał kolejną tajemnicę orangutana. Naczelny potrafi się leczyć
Nauka
Czy mała syrenka musi być biała?
Nauka
Nie tylko niesporczaki mają moc
Nauka
Kto przetrwa wojnę atomową? Mocarstwa budują swoje "Arki Noego"
Materiał Promocyjny
Dlaczego warto mieć AI w telewizorze
Nauka
Czy wojna nuklearna zniszczy cała cywilizację?