O zaletach wielożeństwa, a więc utrzymywania wielu partnerek przez jednego samca, świadczą opasłe tomy dowodów pilnie gromadzonych przez naukowców z całego świata. Teraz kolej na docenienie wielomęstwa - uznali badacze z Wielkiej Brytanii i Japonii, którzy walory tej formy poligamii badali u... muszki owocowej z gatunku Drosophila pseudoobscura. Wyniki tych badań publikuje najnowszy numer "Science".
[srodtytul]Więcej partnerów[/srodtytul]
Naukowcy twierdzą, że rodzina oparta na schemacie wielożeństwa, a więc składająca się z jednego samca i jego haremu, może spłodzić i wychować większą liczbę dzieci niż związek monogamiczny. Okazuje się jednak, że samice wielu gatunków, w tym również ssaków, nie chcą się temu podporządkować i pozostają w związkach z więcej niż jednym partnerem. Zdarza się to także w niektórych ludzkich kulturach.
W takim razie jakie korzyści płyną z wielomęstwa, czyli poliandrii? Przez całe dekady pozostawało to tajemnicą. Teraz badacze sugerują, że może to być dla samic sposób na zmniejszenie szansy trafienia na partnera noszącego wadliwe geny upośledzające męską płodność.
Chodzi o mutację genetyczną, która powoduje uszkodzenie chromosomu Y determinującego płeć męską. W efekcie samiec może płodzić potomstwo wyłącznie płci żeńskiej, które również przekazuje swoim dzieciom tę genetyczną wadę. Naukowcy z brytyjskich uniwersytetów w Exeter i Liverpoolu oraz z japońskiej Okayamy sprawdzili, że samice muszek owocowych najwyraźniej reagują na obecność w swoim otoczeniu samców noszących tę mutację genetyczną. Kiedy byli oni w pobliżu, muszki rodzaju żeńskiego częściej kopulowały z wieloma różnymi samcami. Taka skłonność wyewoluowała u nich w trakcie kilku zaledwie pokoleń. Po upływie 10 generacji samice decydowały się na następnego partnera po 2,75 dnia, podczas gdy w normalnych warunkach następowało to średnio po 3,25 dnia.