O zaskakującej sprawie mężczyzny z Singapuru poinformował w „Annals of Oncology” jego lekarz dr Eng-Huat Tan z Narodowego Centrum Raka. Pan S. spędził kilka godzin na lotnisku, ponieważ amerykańscy urzędnicy odmówili wpuszczenia podejrzanego pasażera na terytorium USA. Podobnie jak inni posiadacze wiz (dotyczy to również obywateli Polski), pan S. musiał poddać się badaniu odcisków palców. Te zeskanowane na lotnisku muszą się zgadzać z tymi zapisanymi w bazie danych. W przypadku pacjenta leczonego na raka odciski palców się nie zgadzały.
Sprawę wyjaśniła dopiero interwencja lekarza z Singapuru. Okazało się, że od kilku lat pan S. leczony jest kapecytabiną (sprzedawaną przez koncern Roche pod nazwą Xeloda). Skutkiem ubocznym stosowania tego leku jest zapalenie i złuszczanie się skóry na dłoniach i stopach. Po dłuższym czasie, linie papilarne po prostu zanikły, czyniąc tę formę identyfikacji pasażerów całkowicie nieprzydatną. Pan S. musiał jednak czekać na lotnisku do czasu uznania go przez urzędnika za „nieszkodliwego”.
Dr Eng-Huat Tan podkreśla, że pasażerowie korzystający z Xelody powinni podróżować do USA z odpowiednim dokumentem potwierdzającym stosowanie leku usuwającego linie papilarne. W przeciwnym przypadku narażają się na nieprzyjemności ze strony urzędników.
Kapecytabina stosowana jest w wielu różnych odmianach raka. 62-letni pacjent z Singapuru cierpiał na nowotwór głowy. Ale Xelodę wykorzystuje się też w walce z rakiem piersi, żołądka i jelita grubego.
Cała sprawa ma jednak szczęśliwe zakończenie — i to podwójne. Pan S. granicę przekroczył i spotkał się z krewnymi. A terapia podziałała: nowotwór z przerzutami ustąpił.