Jakie przynosi to skutki? – W wyniku wprowadzenia w Finlandii w 2003 roku obowiązkowego wzbogacania mleka i margaryn w witaminę D doszło po kilku latach do istotnego zmniejszenia wad rozwoju kośćca u dzieci i młodzieży – mówi prof. Jan Gawęcki z Katedry Higieny Żywienia Człowieka na Uniwersytecie Przyrodniczym w Poznaniu. – Z kolei Szwecja, wprowadzając obowiązek wzbogacania pieczywa w kwas foliowy, ograniczyła liczbę przypadków wad tkanki zarodkowej, z której rozwija się rdzeń kręgowy i mózg płodu. Witamina ta znana jest z dobroczynnego wpływu na system nerwowy. Wzbogaca się nią mąkę pszenną w USA, Kanadzie i 20 państwach Ameryki Łacińskiej.
A w Polsce? – Jodowanie soli, rozpoczęte w latach 30. XX wieku, przyniosło utrzymującą się wiele lat wyraźną poprawę zdrowia mieszkańców Podhala i ograniczenie występowania niedoczynności tarczycy w całym kraju – tłumaczy prof. Gawęcki. Kiedy w latach 80. zaprzestano u nas na kilkanaście lat tego zabiegu, nastąpiło nasilenie występowania przypadków wola i innych objawów niedoboru jodu.
[srodtytul]Mętne jest lepsze [/srodtytul]
Do pewnych rozwiązań przekonujemy się powoli. Przykładem są soki i napoje. – Największą popularnością wciąż cieszą się te o klarownym wyglądzie, mimo że w wyniku produkcji są praktycznie całkowicie pozbawione tego, co w owocach najcenniejsze – tłumaczy prof. Jan Oszmiański, kierownik Zakładu Technologii Owoców i Warzyw z Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu. Chodzi o pektyny, które mają zdolności oczyszczające organizm z metali ciężkich, oraz polifenole wykazujące silne działanie przeciwutleniające, zmniejszające ryzyko chorób układu krwionośnego i raka. Nawet dziesięciokrotnie bogatsze są w nie soki o mętnym wyglądzie, które na polskim rynku pojawiły się dwa lata temu. Dlaczego dotąd go nie zawojowały? Są droższe lub trudniejsze w produkcji? – Wręcz przeciwnie – odpowiada prof. Oszmiański. – Producenci tłumaczą, że nie ma u nas tradycji ich picia. Przeciwnie niż na przykład w Japonii, gdzie mętne soki stanowią aż 80 proc. rynku owocowych napojów.
Przesadzić z witaminą
Aby móc się pochwalić etykietką świadczącą o tym, że produkt został naturalnie wzbogacony, trzeba spełnić pewne wymogi. Minimalny poziom dodatku składnika odżywczego musi wynosić 15 proc. zalecanego dziennego spożycia w 100 g lub 100 ml produktu albo w jego porcji. Powinien on też działać korzystnie na zdrowie. Jak jest w praktyce? Sprawdził to zespół uczonych z Zakładu Wartości Odżywczych Żywności w Instytucie Żywności i Żywienia w Warszawie. Uczeni przebadali prawie 200 próbek pod kątem zawartości w nich wapnia i witaminy C. Różnica pomiędzy faktyczną a deklarowaną przez producenta ilością pierwszego ze składników wahała się w granicach 20 proc., co mieściło się w dopuszczalnych normach. W przypadku witaminy C było gorzej. Dla 43 proc. próbek różnice między wartością deklarowaną a oznaczoną wynosiły 50 proc. A w co czwartej ilość witaminy C była o 100 proc. większa.