Amerykę ogarnęła obsesja steku idealnego, co widać choćby po ogromnych rozmiarach kotletów serwowanych za oceanem. Za swoje dążenie do perfekcji producenci wołowiny są skłonni słono płacić – ot, choćby 17 tysięcy dolarów za sklonowanie utytułowanego byka rozpłodowego. Do tego momentu konsumenci są spokojni, bo amerykańska Komisja ds. Żywności i Leków (FDA) bez zastrzeżeń zatwierdziła taki model postępowania. Jednak aby ów klon był najwyższej jakości, do stworzenia go używa się komórek pochodzących od... martwego zwierzęcia. I tu pojawia się pytanie: po co?
– Charakterystyczne cechy steku idealnego można rozpoznać dopiero wtedy, kiedy tusza zwierzęcia wisi na haku rzeźnickim – powiedział serwisowi BBC News Brady Hicks z firmy JR Simplot zajmującej się hodowlą bydła. – Jednak na tym etapie jest już za późno na reprodukcję tego konkretnego byka. Jedynym sposobem ożywienia go jest klonowanie.
[wyimek][srodtytul]17 tys.[/srodtytul] dolarów kosztuje sklonowanie byka. Zakup rozpłodowca to 4 tys. dol. [/wyimek]
Takim sposobem została ożywiona m.in. słynna owca Dolly, pierwsze sklonowane zwierzę. Farmerzy tłumaczą, że nie ma lepszego sposobu przekonania się o wysokiej jakości mięsa pochodzącego od danego zwierzęcia, niż staranne obejrzenie i przebadanie go. A tego nie da się zrobić, kiedy byk bryka po pastwisku.
Sklonowany rozpłodowiec jest następnie krzyżowany z krowami pochodzącymi z naturalnej hodowli. Potem sprawdza się, czy mięso pochodzące od ich potomstwa ma tę samą jakość co stek z dziadka – championa, od którego pobrano komórki do klonowania. Klonowane są również żywe zwierzęta, ale zdaniem farmerów jest to mniej efektywny sposób produkcji superwołowiny.