Mamy już sposób, aby z kilkunastoletnim wyprzedzeniem wykrywać osoby zagrożone alzheimerem – zapewniają neurolodzy podczas trwającego w Kopenhadze kongresu poświęconego tej chorobie.
Po co wykrywać wcześniej, skoro nie ma obecnie skutecznego leku? Bo wiemy, że odpowiednia modyfikacja stylu życia pozwoliłaby uniknąć części zachorowań. A pacjenci zdiagnozowani, zanim pojawią się pierwsze problemy z pamięcią, mają szansę dłużej zachować sprawność umysłu.
Jest o co walczyć, bo Światowa Organizacja Zdrowia szacuje, że na demencję cierpi obecnie ok. 44 mln ludzi na świecie. W 2050 roku ma to być już 135 mln. Globalne koszty związane z leczeniem i opieką nad pacjentami szacowane są na 600 miliardów dolarów.
Zwierciadło duszy
Dziś chorobę Alzheimera diagnozuje się dzięki specjalnym testom oceniającym zdolności poznawcze chorych. Dodatkowo w późniejszych fazach choroby lekarze mogą sięgnąć po nowoczesne metody diagnostyki obrazowej – rezonans magnetyczny, pozytonową tomografię emisyjną (PET). Pozwalają one wykryć charakterystyczne płytki betaamyloidu, splątki białek tau oraz degenerację neuronów.
– To są jednak metody drogie i wykorzystywane głównie w celach naukowych – podkreślał w Kopenhadze David Knopman z Mayo Clinic.