Zależność pomiędzy opadem żołędzi a liczbą zachorowań na boreliozę w Polsce opisali naukowcy z Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu. — Wielkość opadu żołędzi determinuje liczebność gryzoni w lesie. W Polsce ta zależność jest bardzo silna. W roku następnym po obfitującym w żołędzie liczba myszy wzrasta 10-12-krotnie — wyjaśnia dr Michał Bogdziewicz.
Myszy są nosicielkami krętka boreliozy, który bardzo łatwo przekazywany jest kleszczom. Śmiertelność kleszczy na myszach jest dużo mniejsza, niż na innych ssakach. Rok po dużym opadzie żołędzi w lesie jest znacznie więcej myszy, co w kolejnym roku sprzyja populacji kleszczy i wzrostowi zachorowań na boreliozę.
Podobna tendencja dotyczy także innych gryzoni, których liczebność determinowana jest opadem nasion. Dobrym przykładem jest nornica ruda, przenosząca hantawirusa, powodującego w skrajnych przypadkach niewydolność oddechową prowadzącą do śmierci.
— Zależność pomiędzy latami nasiennymi, nornicami a zagrożeniem hantawirusem została jednoznacznie wykazana dla Niemiec i Belgii. U nas jest on stwierdzany bardzo rzadko, ale można spodziewać się wzrostu liczby odnotowań — zaznacza dr Michał Bogdziewicz.
Zależność między liczbą żołędzi a wzrostem zachorowań na boreliozę jako pierwsi wykazali naukowcy z USA, ale później badań nie powtarzano nigdzie na świecie ze względu na ogromne koszty prac terenowych. Naukowcy z UAM obeszli ten problem wykorzystując dane z Instytutu Higieny o liczbie zachorowań na boreliozę oraz z Lasów Państwowych o opadzie żołędzi. Do badań wykorzystali dane z lat 2005-2013. W roku 2010 średni opad żołędzi wynosił 4 kg na hektar. Dwa lata później odnotowano około 8,8 tys. przypadków boreliozy. W 2011 r. średni opad wyniósł 62 kg/ha, a liczba zachorowań w 2013 roku wzrosła do 13 tysięcy czyli ponad 30 proc.