Przed 13 000 lat, mimo, że pod koniec epoki lodowcowej klimat ocieplał się, na półkuli północnej doszło do gwałtownego ochłodzenia. Trwało ono około 1300 lat. Nie ma co do tego wątpliwości, dowodów dostarczyli geolodzy i paleobiolodzy, badając osady i zachowane w nich pyłki roślin. Właśnie w tym okresie (tzw. młodszy Dryas) z kontynentu północnoamerykańskiego zniknęły mamuty i smilodony, duże drapieżniki zwane tygrysami szablastozębnymi. Według hipotezy, której zwolennikami jest większość archeologów i paleontologów, powodem wygaśnięcia tych gatunków była zmiana klimatu spowodowana katastrofą kosmiczną. Jednocześnie, właśnie w tym okresie w Ameryce Północnej pojawili się ludzie (tzw. kultura Clovis), było to możliwe dzięki ociepleniu.
A teraz pojawia się odkrycie, które uprawdopodobnia tę hipotezę: W amerykańskich osadach, w sześciu miejscach, tuż przy warstwach bogatych w materię organiczną, znajdowane są mikroskopijne diamenty. Ich wykrycie możliwe było dzięki użyciu mikroskopów elektronowych.
Wyniki "diamentowych" badań publikuje pierwszy tegoroczny numer czasopisma Science. Prowadził je zespół pod kierunkiem prof. Douglasa Kennetta z Uniwersytetu Stanu Oregon. Zdaniem badaczy, kometa eksplodowała po wejściu w atmosferę. W wyniku tej eksplozji na Ziemię spadł deszcz meteorytów. W rezultacie wybuchu w atmosferze i bombardowania powierzchni globu doszło do drastycznych zmian klimatycznych.
Jednak wielu geofizyków wysuwa zastrzeżenia do powyższej hipotezy. Przypominają, że mikroskopijne diamenty znane są już także z warstw pochodzących z innych okresów geologicznych, a to oznacza, że nie musiały powstawać w wyniku rozerwania w atmosferze jakiegoś kosmicznego obiektu.