Najbardziej optymistyczne prognozy przewidują, że wzrost poziomu mórz tylko o jeden metr już spowoduje - na przykład - utratę 6 proc. powierzchni Holandii, 17,5 proc. Bangladeszu i 80 proc. atolu Majuro (Oceania).
Próbą odpowiedzi na ten klimatyczny koszmar jest bajkowa propozycja młodego belgijskiego architekta Vincenta Callebaut. Proponuje on budowanie samowystarczalnych miast amfibii przeznaczonych dla około 50 tys. mieszkańców. Dryfowałyby po oceanach popychane wiatrem i prądami.
Projekt otrzymał nieformalną nazwę „Lilypad” - łodyga nenufara, oficjalnie nazywa się Floating Ecopolis for Climate Refugees. Według określenia samego projektanta, jest to „unosząca się, ekopolityczna wyspa dla uchodźców klimatycznych”. Twórca inspirował się platformami wiertniczymi, pragnął je powiększyć stukrotnie i stukrotnie polepszyć warunki życia, jakie tam panują.
Pływające miasta byłyby zbudowane na planie koła. W środku znajdowałaby się laguna zaopatrująca miasto w słodką wodę - trafiałyby do niej opady atmosferyczne oraz oczyszczone ścieki komunalne. Pływające miasto miałoby trzy porty i trzy „góry”, w których znalazłyby pomieszczenie biura, sklepy, luksusowe lokale mieszkalne, wiszące ogrody, tereny sportowe itp.
Pływające miasto wytwarzałoby więcej energii niż byłoby w stanie zużytkować, w dodatku bez emitowania dwutlenku węgla. Energia pochodziłaby ze wszystkich dostępnych źródeł odnawialnych, a więc z wiatru, fal, słońca, nie wyłączając bioenergii z rozkładu materii organicznej.