Osoby śpiące w jednym łóżku cierpią średnio na 50 proc. więcej zaburzeń snu niż partnerzy sypiający oddzielnie. Wziął to sobie do serca dr Neil Stanley z Surrey University, specjalista w dziedzinie snu, który nie dzieli posłania ze swoją żoną. Naukowiec uważa, że małżeńskie łoże potrafi nieźle namieszać nawet w najlepszym związku.
Chrapanie, zagarnianie kołdry, wierzganie nogami czy mówienie przez sen. Ci spośród nas, którzy nie doświadczyli tego ze strony partnera w ciągu nocy, mogą się uważać za szczęśliwców. Cała reszta powinna rozważyć to, że spanie oddzielnie daje znacznie większe szanse na wyspanie się niż przepychanki w jednym łóżku.
Potwierdziły to badania przeprowadzone przez dr. Stanleya, który przeanalizował nocne zachowania 40 brytyjskich par. Okazało się, że jeśli jedno z partnerów gwałtownie porusza się lub chrapie nocą, to drugie jest o połowę bardziej narażone na frustracje i niedobory cennego snu. Mimo to zaledwie 8 proc. par (zwłaszcza tych po czterdziestce) jest z tego powodu skłonnych sypiać w oddzielnych pokojach.
– Ludziom wydaje się, że u boku partnera sypiają lepiej, ale dowody wskazują na to, że jest na odwrót — mówi dr Robert Meadows, socjolog z University of Surrey. Z niedostatkiem snu wiąże się bowiem depresja, choroby serca, udary i schorzenia płuc. Do tego trzeba dodać spowodowane niewyspaniem wypadki drogowe i przemysłowe oraz — tak, tak — rozwody.
– Róbmy to, co czyni nas szczęśliwymi — przekonuje dr Stanley. — Jeśli sypiamy z partnerem i oboje się wysypiamy, to nie ma powodu, by to zmieniać. Nie należy jednak wykluczać zmian, gdy sytuacja do idealnych nie należy.