Deformacja ciała, a nawet utrata piersi po usunięciu guza to dla kobiety chorej na raka dodatkowe obciążenie. Nie dość, że zwykle po operacji pacjentka musi poddać się nieprzyjemnej terapii, to jeszcze zmuszona jest zaakceptować swój zmieniony wygląd. Do lęku przed nawrotem choroby dochodzi jeszcze wrażenie mniejszej atrakcyjności i potencjalne kłopoty w związku.
[srodtytul]Pierś na stelażu[/srodtytul]
Stosowane obecnie metody rekonstrukcji pozwalają na odtworzenie kształtu piersi, jednak wymaga to nawet kilku operacji, po których mogą pozostać blizny. Z przeprowadzonych w Polsce badań (w Klinice Chirurgii Plastycznej i Leczenia Oparzeń Akademii Medycznej w Gdańsku) wynika, że tylko ok. trzech czwartych pacjentek jest zadowolonych z efektów operacji. Wszystko dlatego, że zrekonstruowana pierś zwykle ma nieco inny kształt i inną wrażliwość na dotyk.
Kobietom cierpiącym po operacyjnym usunięciu nowotworu z pomocą może przyjść opracowana przez australijskich specjalistów metoda „naturalnej” odbudowy piersi. W Instytucie Mikrochirurgii Bernarda O’Briena w Melbourne trwają właśnie przygotowania do testów, w których udział weźmie sześć pań. Początek już za kilka miesięcy.
Stworzona przez zespół Phillipa Marzelli technika polega na umieszczeniu pod skórą, w miejscu amputowanej piersi, specjalnego rusztowania, które wypełniane jest tkanką tłuszczową pacjentki. – Do komory tego urządzenia wkładamy kawałek tłuszczu, odżywiamy naczyniami krwionośnymi, a ten tłuszcz rozrasta się i przyjmuje naturalny kształt piersi – tłumaczy agencji AFP Marzella.