Do katastrofy doszło 9 maja pod Sewillą w Andaluzji. Potężny czterosilnikowy samolot runął na ziemię nieco ponad kilometr na północ od lotniska San Pablo. Na miejscu zginęły cztery osoby, w tym obaj piloci, dwie ciężko ranne osoby przetransportowano do szpitala. Kontrolerzy ruchu powietrznego potwierdzili, że tuż przed katastrofą piloci zgłaszali problemy z silnikami. Airbus zaczepił też o linie wysokiego napięcia.
A400M to ciężki samolot transportowy o napędzie turbośmigłowym budowany przez Airbus Military na potrzeby wojska. To stosunkowo nowa konstrukcja — oblot przeprowadzono w grudniu 2009 roku. Jednostki takie zamówiło osiem państw — samoloty mają zastąpić starzejące się równie potężne Herculesy. Maszyna, która uległa zniszczeniu należała jeszcze do Airbusa, jednak odbiorcą miały być siły powietrzne Turcji (numer MSN23).
W efekcie katastrofy — a raczej z powodu braku satysfakcjonujących wyjaśnień jej przyczyny — odbiorcy zawiesili swoje kontrakty, a państwa, które podobne jednostki mają na stanie, ograniczyły ich użycie. Grupa dochodzeniowa ustaliła tylko, że zawiodły aż trzy z czterech silników. Te o numerach 1, 2 i 3 nie reagowały na żadne metody sterowania.
Teraz inżynierowie Airbusa zbadali zapisy pracy silników i odkryli, że za tymi problemami stały nieprawidłowe ustawienia komputera. Pliki, które służą do kalibracji i sterowania komputerami silników zostały — na razie przyjmuje się, że przypadkowo — skasowane.
Jak dowiedziała się agencja Reuters chodzi o wartości do kalibracji parametrów pracy wpisywane do tzw. ECU. To Electronic Control Unit — zintegrowany i skomputeryzowany system do sterowania każdym silnikiem. Pilot steruje mocą silnika, jednak elektronika samodzielnie dobiera konkretne parametry pracy odciążając człowieka. Ale żeby ECU działały prawidłowo konieczne jest pobieranie i interpretacja danych z czujników silnika. Informacje, które umożliwiają „zrozumienie" tych danych były zapisane w plikach. I to te pliki zniknęły.