Emocjonalny rollercoaster po narodzinach dziecka znany był od zawsze. Już Hipokrates opisywał poporodowy niepokój i bezsenność. W XIX w. określano go jako „szaleństwo ciąży” lub „szaleństwo laktacji”, a kobiety wysyłano do szpitali psychiatrycznych.
Współczesna medycyna nazywa przypadłość młodych matek depresją poporodową. Silnie obniżony nastrój i lęk są zbyt rzadko powodem do wizyty u specjalisty. Leczenie polega na połączeniu środków przeciwdepresyjnych, terapii hormonalnej, poradnictwa i ćwiczeń fizycznych. Mimo to wiele kobiet uważa te opcje za niewystarczające.
Młode mamy boją się przyznać, że nowe dziecko nie jest tylko pakietem szczęścia i radości. Przez wiele miesięcy przygotowywały się do zupełnie innych doznań. Negatywne emocje poporodowe są dla nich niemiłym zaskoczeniem, wywołują poczucie winy i obniżenie samooceny.
Według badań prowadzonych w USA dla co dziesiątej kobiety okres tuż po porodzie staje się bardziej smutny niż szczęśliwy.
Nieleczona depresja poporodowa może trwać latami, zakłócając zdolność matki do opieki nad dzieckiem i budowania z nim więzi. Co więcej, u takich noworodków notuje się wyższe poziomy kortyzolu i innych hormonów stresu. Są zaniepokojone, płaczliwe i gorzej śpią. W późniejszym wieku zwiększa się ryzyko problemów rozwojowych. Dzieci matek z nieleczoną depresją poporodową mogą wykazywać gorsze funkcje poznawcze a nawet wolniejszy wzrost. Bywa, że podwyższony poziom kortyzolu utrzymuje się latami, a w okresie dojrzewania pojawia się zwiększone ryzyko wystąpienia depresji.