„Another Perfect Day”. Kiedy Robbie Robertson pił więcej niż Lemmy z Motorhead

„Another Perfect Day”, znakomity, choć wyklęty przez niektórych fanów album Motorhead z udziałem Robbiego Robertsona, w cztery dekady po premierze ukazał się na winylu.

Publikacja: 12.11.2023 10:29

„Another Perfect Day”. Kiedy Robbie Robertson pił więcej niż Lemmy z Motorhead

Foto: Motorhead

Sensacją było to, że po nagłym odejściu gitarzysty Eddiego Fast Clarke’a, z którym trio nagrało legendarny album „Ace of Spades”, Lemmy i Phil Taylor zaprosili do zespołu Robbiego Robbo Robertsona, który wcześniej zasłynął w szeregach Thin Lizzy. Nagrał pięć albumów, w tym hit “The Boys Are Back in Town" i został zastąpiony przez Gary’ego Moore’a.

Lemmy flirtuje z kobiecym rockiem

Sytuacja Motorhead była bez wyjścia. Po sukcesie „Ace of Spades” trio nie odniosło tak dużego sukcesu jak planowało, wydając „Iron Fist”, zaś Lemmy starał się być obecny na listach przebojów. Stąd pomysły nagrania przez zespół „Stand By Your Man”, coveru Tammy Wynette we współpracy z Wendy O. Williams z Plasmatics, co było odczytywane jako kokietowanie fanów.

Czytaj więcej

Reżyser „Władcy Pierścieni” o nowym teledysku The Beatles "Now and Then"

Decyzja o odejściu gitarzysty była raptowna, w czasie pierwszego tournée Motorhead po Ameryce w roli głównej gwiazdy wieczoru. Clarke zagrał tylko dwa koncerty. Robertsona, który nagrywał właśnie solową płytę, zarekomendował do grupy Taylor, wielki fan Thin Lizzy. Maszyna koncertowa ruszyła ponownie i grupa przygotowała się do nagrania nowej płyty. Ozdobił ją m. in. komiks, kultywujący alkoholową legendę zespołu, której Robertson z trudem miał rzekomo sprostać.

Po latach wyszła na jaw prawda. Po pierwsze Robertson nie lubił Motorhead, choć uznawał wielkość grupy. Podpisał kontrakt na jedną płytę. Producent Tony Platt, który wcześniej miał udział w realizacji „Back In Black” AC/DC, wspominał, że praca z Robbo była zawsze wielogodzinną udręką. Był jednak niezaprzeczalnie mistrzem. W Thin Lizzy wprowadził gitary prowadzące o podwójnej harmonii, co wpłynęło na muzykę takich zespołów jak Iron Maiden, Metallica, The Darkness i Velvet Revolver. Używał też pedału wah-wah do przedłużenia solówek, a nie jako efektu czysto rytmicznego. Wystarczy posłuchać „Live And Dangerous”.

Problemem stały się obyczaje muzyka. Lemmy wspominał w autobiografii, że modowe skłonności gitarzysty, czyli espadryle i opaska na włoskach, nie pasowały do skór Motorhead i wywoływały wściekłość fanów. Jednocześnie Robbo pił zdecydowanie więcej niż pozostali muzycy. Z Thin Lizzy został przecież wyrzucony po bójce w jednym z londyńskich klubów, po której naruszył sobie nerw ręki i nie mógł długo grać. W Motorhead nie wchodził na scenę bez opróżnienia co najmniej jednej butelki whisky, a gdy zabierał się za drugą - nie pamiętał co gra, powtarzał te same utwory.

Wielka płyta Motorhead

To jednak kulisy. Album jest bowiem znakomity. Dla mnie o ostatnia z serii wielkich płyt Motorhead. Sam Lemmy przyznał, że Robbo dodał zespołowi melodyjności, nowością były z pewności rozbudowane solówki. Lemmy nie miał wątpliwości, że Robertson jest lepszym gitarzystą niż Clarke.

Czytaj więcej

Nowa płyta The Rolling Stones z najlepszą sprzedażą na świecie

Płyta jest obsypana hitami. Fantastyczny jest już początek „Back at the Funny Farm”, potem następują „Shine” oraz „Dancing On Your Grave”. Nigdy wcześniej grupa nie grała tak ruzbudowanych, bluesowo-transowych kompozycji jak sześciominutowe „Another Perfect Day” czy „One Track Mind”, gdzie solo Robertsona trwa niemal minutę. Finałowe „Die Your Bastard!” to klasyczne Motorhead.

Winylowe wydanie uzupełniają dwie płyty, będące zapisem koncertu z Hull City Hall z czerwca 1983 r., zaś w Spotify można m. in. posłuchać jak Motorhead gra „Hoocie Choocie Man”. Jak zwykle głośno.

Sensacją było to, że po nagłym odejściu gitarzysty Eddiego Fast Clarke’a, z którym trio nagrało legendarny album „Ace of Spades”, Lemmy i Phil Taylor zaprosili do zespołu Robbiego Robbo Robertsona, który wcześniej zasłynął w szeregach Thin Lizzy. Nagrał pięć albumów, w tym hit “The Boys Are Back in Town" i został zastąpiony przez Gary’ego Moore’a.

Lemmy flirtuje z kobiecym rockiem

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Muzyka popularna
40-lecie The Cult w Warszawie
Muzyka popularna
Pat Metheny: znajduję rezonans z polską duszą
Muzyka popularna
Timberlake w Krakowie, czyli nie tylko stanik Janet Jackson i „jedno martini”
Muzyka popularna
Zmarł John Mayall, mistrz Claptona, Fleetwooda, Greena
Materiał Promocyjny
Mity i fakty – Samochody elektryczne nie są ekologiczne
Muzyka popularna
Lenny Kravitz krzewił miłość w Łodzi. Wspaniały koncert w Atlas Arenie