Kult Coelha szerzy się w Polsce od dwóch dekad. Irracjonalnie, na przekór rzeczywistej wartości jego dokonań. Jak większość przypadków celebryckich epidemii rozkwitł dzięki kobiecej kolorowej prasie, dojrzał podczas towarzysko-snobistycznych spędów, utrwalił się za pomocą Internetu. I coraz to nowe pokolenia ulegają czarowi Brazylijczyka.
[wyimek][link=http://empik.rp.pl/walkirie-coelho-paulo,prod58988494,ksiazka-p]Zobacz na Empik.rp.pl [/link] [/wyimek]
Spojrzałam na aktualne Coelhowe forum: nastolatki wymieniały ekstatyczne zdania o „Walkiriach”, że piękne, mądre i otwierające oczy, zanim dzieło ukazało się w polskim wydaniu. Że od tej pory Bóg zamieszkał w ich sercach. Rozumiem jeszcze siksy – ale co z rzeszami starszych przedstawicielek płci pięknej rozpływających się nad głębią Coelho?
On znalazł idealną receptę na sukces i trwa przy niej. Pisze krótkimi zdaniami, dziecinnie prostym językiem. Opowiada o własnych doświadczeniach. Realizm połączony z rewelacjami o czarach, które rzekomo były jego udziałem, czyni jego opowieści wiarygodnymi. I nikt nie zwraca uwagi, że to zwykła grafomania.
Nie inaczej z „Walkiriami”, które 19 lat po edycji anglojęzycznej doczekały się polskiego przekładu. Napuszone dyrdymały o „przemianie” autor umieszcza na tle autobiograficznej historii. Wraca do czasów młodości, kiedy dał się omotać złym mocom i uprawiał czarną magię, za co zapłacił w jak najbardziej ludzki sposób: stracił pracę, trafił do więzienia (za politykowanie), był torturowany, odeszła odeń dziewczyna. To miała być zemsta bestii.