Niestety, „24 sierpnia – wspomina Paźniewski – gdy Ukraina obchodziła święto niepodległości, przekonałem się, jak bezbronny i samotny jest Lwów i jego tradycje, wydane na pastwę akademii, capstrzyku czy okolicznościowego przemówienia, które nie przybliżają do prawdy, lecz raczej czynią z niej wygnańca; nie budują mostów, za to wzmagają napięcie. Myślałem o tym na dawnych Wałach Hetmańskich, dziś prospekcie Wolności, gdzie obok flag żółto-niebieskich łopotały sztandary czerwono-czarne, a po deptaku kroczyli dziarsko podstarzali weterani UPA i strzelcy siczowi w czarnych i zielonych mundurach, w charakterystycznych czapkach typu mazepinka”.
Cóż, Wały Hetmańskie już dawno przestały być miejscem, gdzie – jak pisał Franciszek Jaworski („Lwów stary i wczorajszy”, Lwów 1910) – „... przyjdzie przechodzień, poduma, czy naprawdę król Jan III dosiadał konia w ciężkim kontuszu i żupanie, jak to jest wyrażone na pomniku, czy też może w zbroi raczej pędził bohaterski geniusz na obronę Austrii, przypatrzy się, jak litościwa akacja niby umyślnie zazieleniła się bujnie, aby ukryć nędzę i zaniedbanie posągu hetmana Jabłonowskiego. Popatrzy więc na to przechodzień, oderwany od bystrego strumienia ulic Karola Ludwika i Hetmańskiej i wpadnie w ten strumień na powrót, zostawiając wolne miejsce dzieciarni, niańkom i żołnierzom”.
Dzisiejsze Wały Hetmańskie – wróć! – prospekt Wolności jako miejsce spacerowe urządziły władze austriackie w końcu XVIII wieku na gruzach dawnych fortyfikacji. Niestety – pisał Jaworski – natychmiast dała o sobie znać „tradycyjna złośliwość pauprów lwowskich, którzy ze świeżo urządzonych i splantowanych Wałów wyrywali z korzeniem dopiero co zasadzone i z Zimnej Wody sprowadzone drzewa, burzyli nocami ławki kamienne, niszczyli trawniki i w inny sposób jeszcze zanieczyszczali Haupt-promenade, jedyne rendez-vous eleganckiego Lwowa...”.
Ten elegancki lwowski światek przechadzał się przez Wały Hetmańskie do lat 60. stulecia XIX, kiedy to wyparty został stamtąd przez tzw. czarną giełdę. W 1874 r. narzekał korespondent warszawskich „Kłosów”: „Wały, zwłaszcza w części przytykającej do placu Mariackiego, stały się targowicą giełdową, rojącą się grupami finansistów wyznania mojżeszowego, które tu całe dnie w oczekiwaniu na telegramy giełdowe, oddani załatwianiu operacji finansowych, przepędzają. Wszelkie protesty i usiłowania, aby oczyścić przechadzkę publiczną z tego natłoku tamującego cyrkulację, były bezskuteczne. Forowana wielokrotnie rozkazami władzy policyjnej giełda uliczna powraca tutaj zawsze, drepcąc z wolna w jednym kółku, aby tym sposobem wyłamać się pozornie spod zakazu tamowania przejścia publicznego, nieruchomym pozostawaniem w miejscu. Tak tedy najpiękniejsza część Wałów od świtu do późnego wieczora jest prawie nie do przebycia”.
Samorzutnie powstałej giełdzie przyglądał się z posągu św. Michał, przetransportowany tutaj z arsenału królewskiego. „Św. Michał – z humorem zauważał Franciszek Jaworski – przechodził na Wałach najczarniejsze chwile swego istnienia, gdyż złodzieje lwowscy skradli mu nawet skrzydła złocone, a zabójcza woń Pełtwi do tego stopnia odebrała mu wrażliwość, że pozostał nieczułym nawet na inwokację lwowskiego wieszcza, który na widok „czarnej giełdy” wołał w natchnieniu: