Wakacyjną anginę dostałam korespondencyjnie od Magdy C. ze stolicy. Prawdopodobnie los pokarał mnie nocną pobudką obok rozgrzanych do 40 stopni dzieci za naigrawanie się z cudzego nieszczęścia.

Po potwierdzeniu przez lekarza diagnozy, odwiedzinach w aptece, z której wyniosłam tobołki pełne medykamentów, i dotarciu do domu usiadałam i zaczęłam się zastanawiać, jak – do pioruna – mam utrzymać swoje potomstwo, 8-letniego Bartka i 7-letnią Alicję w domu. W końcu to pierwsze dni wakacji, a ja muszę zapewnić im rozrywkę adekwatną do stanu zdrowia z równoczesnym zachowaniem pełni władz umysłowych. Nie było łatwo. Przy moich dzieciach salomonowe rozwiązania nie istnieją. „Mamo, bo ona...!!!" przeplatało się z „Mamo, bo Bartek...!!!", a ja czułam, że ich angina przybliża mnie wielkimi krokami do porażki wychowawczej. Kładką nad przepaścią okazała się być książeczka „Zróbmy sobie arcydziełko" Marion Deuchars. Niepozorna błękitna okładka kryje w sobie przechadzkę labiryntem sztuki. Można poczuć się odrobinę jak na objazdowej wycieczce po największych muzeach – otrzeć się o Picassa, Van Gogha, Mondriana, by za chwilę podziwiać pierwotne jaskiniowe malunki.

Czytaj więcej w Kulturze Liberalnej