Nikt, kto przeczyta pasjonującą wręcz autobiografię Izabelli Cywińskiej, nie powinien mieć wątpliwości, dlaczego ta książka powstała. Cywińska napisała ją z tęsknoty. Nie po to, by chwalić się sukcesami teatralnymi lub usprawiedliwiać, że kierując Ministerstwem Kultury w pierwszym niekomunistycznym rządzie Tadeusza Mazowieckiego, nie spełniła do końca oczekiwań środowiska.
Cywińska pisała, by się rozliczyć ze swoimi marzeniami, marzeniami dziewczyny z Kamienia Podlaskiego, panienki z dworu, przedstawicielki ziemiaństwa, z którym tak brutalnie rozprawiła się historia. Dziewczyny, która przez całe życie starała się być wierna moralnym wartościom i stylowi pracy wyniesionym z rodzinnego domu.
„Czasem samą mnie zdumiewa, jak blisko jestem nadal z bohaterami »Bożej podszewki«, zwłaszcza z Jurewiczami – zwierza się Cywińska. – Zżyłam się z nimi tak bardzo, że wydaje mi się, że to moja kolejna rodzina. Pierwszą tworzyli Łuszczewscy i Cywińscy, Mama, Renia i Stryjek, drugą Michałowscy i ich krewniacy z Augustowa. Do trzeciej należeliby wszyscy ludzie sceny, z którymi w Kaliszu i Poznaniu próbowałam tworzyć teatralne wspólnoty. Moją czwartą rodziną, tym razem »rodziną z wyboru«, są właśnie mieszkańcy filmowych Juryszek. Mają twarze moich aktorów i fikcyjne, ale reprezentatywne dla polskich losów i charakterów życiorysy. W mojej pamięci funkcjonują na takich samych prawach jak domownicy z Kamienia albo członkowie kaliskiego zespołu".