Tłumacze literatury ukraińskiej nie zwalniają tempa. Od inwazji rosyjskiej zwarli szyki i przekładają jedną książkę za drugą, na dodatek jedną ważniejszą od drugiej. Mają co tłumaczyć – dotychczas czytelnicy interesowali się literaturą naszych sąsiadów raczej w niszach. Teraz każde wydawnictwo chce mieć coś z Ukrainy.
W styczniu ukazała się powieść „Wiek czerwonych mrówek” Tani Pjankowej w przekładzie Marka S. Zadury (wyd. Mova). 37-letnia pisarka porwała się na wielki temat, stworzyła bowiem powieść o ludobójczej polityce Sowietów, która wywołała Hołodomor, czyli Wielki Głód w Ukrainie w latach 1932–1933 i miała przymusić ludność do kolektywizacji.
Czytaj więcej
Dzień Pamięci o Hołodomorze obchodzony jest corocznie w czwartą sobotę listopada na mocy dekretów prezydenckich z 1998 i 2007 roku.
Tragedia ta dotknęła najbardziej prowincji – kto na wsi nie trzymał z partią komunistyczną ani nie włączył swojego gospodarstwa do kołchozu, obkładany był nieludzkimi podatkami. Rekwirowano dobytek, inwentarz oraz zapasy. Zginęło wówczas z głodu kilka milionów ludzi w Ukrainie i do dziś trudno oszacować skalę tej zbrodni.
Ryzykowne pomysły
Tania Pjankowa rozpisuje swą opowieść na głosy, czyniąc narratorami troje ludzi z wsi Macochy pod Połtawą, po wschodniej stronie Dniepru. Są to młodziutka Dusia, której ojca Sowieci wywieźli do łagru i została we wsi sama z bratem i matką – kołchoźnicą Hanną. Jest Swyryd, nieszczęśliwie zakochany w Hannie komunista, który łagodzi żal w objęciach młodej Tamary, która zachodzi w ciążę. Trzeci głos należy do Soli, żony Rosjanina, który przyjeżdża do Połtawy umacniać władzę sowiecką. Ona z kolei nie może pogodzić się ze śmiercią córeczki.