Czas nauczyć się gdakać

Ukazał się zbiór wykładów i esejów Olgi Tokarczuk. Wynika z nich, że należy zbudować nowe społeczeństwo składające się z rodzin co prawda bezdzietnych, ale uzupełnionych przez „spokrewnione” z nami zwierzątka

Publikacja: 07.04.2012 01:01

Olga Tokarczuk

Olga Tokarczuk

Foto: Fotorzepa, BS Bartek Sadowski

Tekst z tygodnika Uważam Rze

Ukazał się zbiór wykładów i esejów Olgi Tokarczuk. Wynika z nich, że należy zbudować nowe społeczeństwo składające się z rodzin co prawda bezdzietnych, ale uzupełnionych przez „spokrewnione" z nami zwierzątka

Niegdyś pisarka, a od dłuższego czasu „realna utopistka" nawołująca do stworzenia alternatywnego, lepszego świata, sygnatariuszka listów w najrozmaitszych, ale – jej zdaniem – zawsze istotnych społecznie kwestiach, globalistka i wegetarianka, przyjaciółka zwierząt walcząca o ich permanentnie gwałcone prawa – słowem, Olga Tokarczuk wydała właśnie w Krytyce Politycznej swoje teksty publicystyczne, mowy i wykłady zebrane w tom zatytułowany nieco tajemniczo „Moment niedźwiedzia".

Książkę powinien przeczytać każdy, kogo interesuje przyszłość szykowana nam przez ustawicznych poprawiaczy świata, niezadowolonych z jego obecnego kształtu. W tej jutrzejszej Heterotopii („to po prostu miejsce inne niż świat, który znamy") odrzuca się m.in. darwinizm, a współzawodnictwo zastępuje altruizmem: „nie ma mowy o zabijaniu i zjadaniu. To są partnerzy, bliscy. (...) od najwcześniejszych lat dzieci uczą się języków innych gatunków, a na uniwersytetach istnieją katedry psychologii międzygatunkowej".

Zatrzymajmy się nad tymi „językami innych gatunków". Czyżby chodziło o rozpoznanie takich języków jak gdakanie kur, chrząkanie świń czy rżenie koni? Nie inaczej. Tokarczuk przywołuje na tę okoliczność słowa sławnej Jane Goodall, która „z niezwykłym wzruszeniem" opowiadała o przeczuciu, jakie jej towarzyszyło, gdy spostrzegła, jak kąpiące się w leśnym wodospadzie szympansy „obserwują spadające krople, jak w milczeniu i bez ruchu przesuwają wzrokiem po falach". Goodall odniosła wówczas wrażenie, że w zwierzętach tych dzieje się coś ważnego i głębokiego, że „uczestniczą w doświadczeniu zmiany, a więc i upływu czasu".

Co w ogóle wiemy o psychologii zwierząt? „Czy nie wydawało wam się nigdy – pyta Olga Tokarczuk – że zwierzęta mają maski, że gdzieś za uszami schowano troki albo zamki, którymi zostały przymocowane, i że te maski są tak samo zagadkowe, enigmatyczne – i w pewien sposób emblematyczne – jak maski ludzi? Kto więc kryje się pod postacią kota sąsiadów i kim jest ta wesoła suczka yorka, którą codziennie widuję na klatce schodowej? Kim jest świnia, kura i krowa?".

Piejo kury, piejo

Zawstydziwszy nas, bo – rzeczywiście – zagadnienie „Kim jest kura?" nie zostało dotąd odpowiednio zgłębione (chyba że za wyczerpujące uznamy sofistyczne rozważania o tym, co było pierwsze: jajko czy kura), autorka „Momentu niedźwiedzia" podważa następnie rozpowszechnioną tezę, jakoby podstawową komórkę społeczną tworzyć miały więzy krwi, czyli rodzina, a szeroko pojmowane związki krwi tworzyły naród. W Heterotopii „bliskimi krewnymi" będą ludzie podobnie myślący i wyznający te same idee. Zatem „rodziny" stworzą, na przykład, „trzy przyjaciółki plus partner jednej z nich, bo wszyscy pasjonują się makrobiotyką" albo „jedna starsza kobieta i jej dwanaście kotów". No jasne, pozwolę sobie jednak wyrazić drobną wątpliwość: co z kurami?

Zakładając, że stworzyłbym udaną komórkę społeczną ze stadkiem tych ostatnich (i gromadką, jakże uroczych, żółciutkich kurczaczków), nie jestem pewny, czy znalazłbym w sobie odpowiednią dozę empatii dla koguta, jak się zdaje, niezbędnego w podobnym związku. Przyznać się bowiem muszę, że nie znoszę koguciej próżności, seksizmu, hałaśliwości. No, ale to w końcu mój problem, z którym w Heterotopii powinienem sobie poradzić, ostatecznie z pomocą Unii. Tak właśnie. Społeczności, takie jak starsza pani z kotami czy ja z kurami, tworzą bowiem – czytamy – „koordynującą je Unię, która, będąc systemem nadrzędnym, egzekwuje (...) podstawową konstytucyjną zasadę – wolności przemieszczania się ludzi i nieprzymuszania nikogo do pozostawania w takim układzie, który nie spełnia jego oczekiwań". Są to zupełnie rewelacyjne perspektywy otwierające się przed człowiekiem przyszłości, znów jednak ogarnia mnie niepokój o kury. Co poczną, gdy je porzucę?

W Heterotopii rozmnażanie nie będzie premiowane żadnym becikowym. Trzeba będzie natomiast przekonać społeczność, w której się żyje, że stać nas na dziecko i że je utrzymamy. Rodzicielstwo w tym świecie to przywilej, a narodziny będą, oczywiście, kontrolowane. O związkach między seksem a posiadaniem dzieci się zapomni. Seks będzie służył przyjemności i „budowaniu więzi", zaś wzorowymi staną się rodziny bezdzietne. Generalnie sprawę rozwiąże powszechna czasowa sterylizacja, w niektórych przypadkach zawieszana.

Dla religii nie będzie miejsca w sferze publicznej. Mówić się będzie o niej tak jak obecnie o seksie właśnie – to przecież także kwestia intymna. Relacjonowanie tego, jak heterotopianie poczynać sobie będą ze śmiercią i co stanie się ważnym elementem spoiwa wznoszonych w przyszłości mostów, dróg i domów – daruję sobie i czytelnikom. Wizje Olgi Tokarczuk w tym miejscu wydają mi się nadto śmiałe.

Oczywiście te i inne pomysły na życie w Heterotopii łatwo obśmiać. Ale – krzepi Tokarczuk – „skoro można pomyśleć, że może być lepiej, to znaczy, że jest już lepiej". Ja wprawdzie jestem zdania – i bardzo wiele faktów mi to potwierdza – że lepiej to już było, ale np. Kinga Dunin we wstępie do „Momentu niedźwiedzia" zwraca uwagę, że „świat tworzony przez Olgę jest nieco lepszy niż ten, w którym żyjemy" i to nie przez przemilczanie jego bolesnych miejsc, „tylko dzięki przemodelowaniu go na miarę człowieka myślącego, wnikliwego, wrażliwego, współczującego – takiego, jakim jest autorka".

Nasz człowiek w Amsterdamie

Przyszłościowe wizje autorki „Prowadź swój pług przez kości umarłych" (to się nazywa tytuł!) naturalnie balansują gdzieś między chciejstwem i żartem. Poczucie humoru Olgi Tokarczuk zasługuje na uwagę. Np. znaną powieść Henryka Sienkiewicza, jedno – jak powiada – „z podstawowych dzieł narodowo rozumianego patriotyzmu", nazywa „Oberstem Wołodyjowskim". Z kolei z napisanego dla „Die Zeit" „Małego stronniczego przewodnika po Polsce dla Niemców z racji wstąpienia do Unii Europejskiej" mogliśmy się dowiedzieć, że ponieważ według Kościoła „Matka Boska jest nieodwołalną i jedyną Królową Polski", to „z tego punktu widzenia ustrój Polski można zaliczyć do monarchii". Nasze zasługi dla świata to: fachowe i dyskretne rozmontowanie komunizmu, założenie pierwszych kawiarni w Wiedniu, wymyślenie Amerykanom baseballu oraz polska kiełbasa. Do Unii Europejskiej wnieść możemy zaś: talent do szukania dziur w prawie podatkowym, Puszczę Białowieską i trochę zamieszania.

Jako obywatelka świata Olga Tokarczuk jeździ po świecie i pomieszkuje to tu, to ówdzie. I – jak chce Kinga Dunin – „patrzy się na to samo, co wszyscy, ale inaczej".

Inaczej, czyli tak oto. W Amsterdamie na spacerze z niemiecką przyjaciółką doczytały się łacińskiego napisu wyrytego na czymś w rodzaju klasycystycznych arkad doczepionych do XVII-wiecznej architektury. Głosił on, że człowiek rozumny nie sika pod wiatr („Homo sapiens non urinat in ventum"). Niemka zauważyła, że w jej ojczyźnie na takim łuku umieszczono by coś z Goethego, zaś „nasz człowiek w Amsterdamie" orzekł(a) bez „cienia wątpliwości, że w Polsce pojawiłby się tam cytat z papieża".

Amsterdamem była Olga Tokarczuk oczarowana i nie kryła zazdrości wobec dawnej historii Holandii. „Można – wzdychała – wyzwolić się spod obcej dominacji raz na zawsze, zbudować sobie kraj własnymi rękami, na wodzie; ziemię zabrać morzu, nie sąsiadom. Dorobić się majątku na handlu w koloniach, nie wnikając specjalnie, czym i jak handlowano, i mimo istnienia niewątpliwie ciemniejszych i jaśniejszych stron, zapamiętać tylko te jaśniejsze". Pewnie, że tak też można, dodałbym jednak, że kolonizatorzy holenderscy zupełnie, ale to zupełnie nie dbali o pomyślność zwierząt, dla nich egzotycznych, strzelając do nieszczęsnych stworzeń niczym – proszę wybaczyć niestosowność uwagi – do wróbli. Choć było to dawno, co – zdaniem Olgi Tokarczuk – wiele usprawiedliwia.

Kołtun polski

Ważniejszy jest dzień dzisiejszy, a najważniejsze jutro. W Szwajcarii naszej globtroterce nic nie sprawiło takiej radości jak segregowanie śmieci. Nabywała więc helweckich „czystych nawyków w służbie ekologii", mimochodem zauważając, że we Wrocławiu, gdzie nabyła mieszkanie, „mimo trzystu festiwali kulturalnych rocznie prawie nie segreguje się śmieci. Co zrobię z pojemniczkiem od kawy, a gdzie podzieję korki od wina? Przecież uschnie mi ręka, jeżeli spróbuję wyrzucić je ot tak, do kosza".

No nie, jakżeby z uschniętą ręką zaplatała autorka „Momentu niedźwiedzia" swoje dredloki („tłumaczę, że (...) wcale nie są wynalazkiem rastamanów i Afrykanów. I powołuję się na pojęcie »kołtuna polskiego«, dokładnie opisanego w relacjach podróżników odwiedzających nasz kraj w XVII wieku. Kołtun był wtedy zjawiskiem tak powszechnym, że wszędzie w Europie określano go łacińską nazwą plica polonica i kojarzono z Polską. W pewnym sensie możemy być dumni, że wprowadziliśmy ten rodzaj uczesania do Europy. Powinno się dodać plica polonica do listy naszych wynalazków, obok nafty, pierogów i wódki"), jakżeby też zapisywała swoje futurologiczne wizje. A te ostatnie snuje, komentując, na przykład, zdobycie w 2006 r. przez holenderską Partię Obrony Zwierząt dwóch mandatów do parlamentu, co pozwoliło uchwalić ustawę o zakazie hodowli zwierząt na futra. „Zastanawiam się – wyznaje autorka – czy moje praprawnuki będą miały okazję głosować kiedyś na taką partię w Polsce. Założywszy, że za te sto lat będzie jeszcze coś takiego jak Polska i coś takiego jak wybory".

Zdaję sobie sprawę, że Oldze Tokarczuk bardzo trudno wytrzymać w kraju, w którym „standard państwa neutralnego światopoglądowo jest tak samo realistyczny jak życie na Księżycu. Wszyscy już przyzwyczailiśmy się do widoku modlącego się na klęczkach rządu i do opakowywania w rytuały kościelne każdej państwowej i samorządowej uroczystości. Rozumiem więc, że istnienie „czegoś takiego" jak Polska wywołuje u niej dyskomfort. Ale niech żywi nie tracą nadziei, wygląda na to, że wraz z całą postępową częścią świata zmierzamy w jedynym pożądanym kierunku...

W „Momencie niedźwiedzia" znajdują się i inne teksty, niekiedy zdumiewające, jak „Odra" z 2003 r., który to esej przypomina, że jego autorka uchodziła kiedyś za utalentowaną pisarkę. Dawno to było, gdy – jak pisze Kinga Dunin – „pisarki i pisarze z roczników „60 byli jeszcze młodzi, trawa zielona, a słońce jaśniej świeciło".

Tekst z tygodnika Uważam Rze

, marzec 2012

Tekst z tygodnika Uważam Rze

Ukazał się zbiór wykładów i esejów Olgi Tokarczuk. Wynika z nich, że należy zbudować nowe społeczeństwo składające się z rodzin co prawda bezdzietnych, ale uzupełnionych przez „spokrewnione" z nami zwierzątka

Pozostało jeszcze 97% artykułu
Literatura
Podcast „Rzecz o książkach”: Kinga Wyrzykowska o „Porządnych ludziach”
Literatura
„Żądło” Murraya: prawdziwa Irlandia z Polakiem mechanikiem, czarnym charakterem
Literatura
Podcast „Rzecz o książkach”: Mateusz Grzeszczuk o „Światach lękowych” i nie tylko
Literatura
Zmarły Mario Vargas Llosa był piewcą wolności. Putina nazywał krwawym dyktatorem
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Literatura
Zmarł laureat Nagrody Nobla Mario Vargas Llosa
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne