Co w ogóle wiemy o psychologii zwierząt? „Czy nie wydawało wam się nigdy – pyta Olga Tokarczuk – że zwierzęta mają maski, że gdzieś za uszami schowano troki albo zamki, którymi zostały przymocowane, i że te maski są tak samo zagadkowe, enigmatyczne – i w pewien sposób emblematyczne – jak maski ludzi? Kto więc kryje się pod postacią kota sąsiadów i kim jest ta wesoła suczka yorka, którą codziennie widuję na klatce schodowej? Kim jest świnia, kura i krowa?".
Piejo kury, piejo
Zawstydziwszy nas, bo – rzeczywiście – zagadnienie „Kim jest kura?" nie zostało dotąd odpowiednio zgłębione (chyba że za wyczerpujące uznamy sofistyczne rozważania o tym, co było pierwsze: jajko czy kura), autorka „Momentu niedźwiedzia" podważa następnie rozpowszechnioną tezę, jakoby podstawową komórkę społeczną tworzyć miały więzy krwi, czyli rodzina, a szeroko pojmowane związki krwi tworzyły naród. W Heterotopii „bliskimi krewnymi" będą ludzie podobnie myślący i wyznający te same idee. Zatem „rodziny" stworzą, na przykład, „trzy przyjaciółki plus partner jednej z nich, bo wszyscy pasjonują się makrobiotyką" albo „jedna starsza kobieta i jej dwanaście kotów". No jasne, pozwolę sobie jednak wyrazić drobną wątpliwość: co z kurami?
Zakładając, że stworzyłbym udaną komórkę społeczną ze stadkiem tych ostatnich (i gromadką, jakże uroczych, żółciutkich kurczaczków), nie jestem pewny, czy znalazłbym w sobie odpowiednią dozę empatii dla koguta, jak się zdaje, niezbędnego w podobnym związku. Przyznać się bowiem muszę, że nie znoszę koguciej próżności, seksizmu, hałaśliwości. No, ale to w końcu mój problem, z którym w Heterotopii powinienem sobie poradzić, ostatecznie z pomocą Unii. Tak właśnie. Społeczności, takie jak starsza pani z kotami czy ja z kurami, tworzą bowiem – czytamy – „koordynującą je Unię, która, będąc systemem nadrzędnym, egzekwuje (...) podstawową konstytucyjną zasadę – wolności przemieszczania się ludzi i nieprzymuszania nikogo do pozostawania w takim układzie, który nie spełnia jego oczekiwań". Są to zupełnie rewelacyjne perspektywy otwierające się przed człowiekiem przyszłości, znów jednak ogarnia mnie niepokój o kury. Co poczną, gdy je porzucę?
W Heterotopii rozmnażanie nie będzie premiowane żadnym becikowym. Trzeba będzie natomiast przekonać społeczność, w której się żyje, że stać nas na dziecko i że je utrzymamy. Rodzicielstwo w tym świecie to przywilej, a narodziny będą, oczywiście, kontrolowane. O związkach między seksem a posiadaniem dzieci się zapomni. Seks będzie służył przyjemności i „budowaniu więzi", zaś wzorowymi staną się rodziny bezdzietne. Generalnie sprawę rozwiąże powszechna czasowa sterylizacja, w niektórych przypadkach zawieszana.
Dla religii nie będzie miejsca w sferze publicznej. Mówić się będzie o niej tak jak obecnie o seksie właśnie – to przecież także kwestia intymna. Relacjonowanie tego, jak heterotopianie poczynać sobie będą ze śmiercią i co stanie się ważnym elementem spoiwa wznoszonych w przyszłości mostów, dróg i domów – daruję sobie i czytelnikom. Wizje Olgi Tokarczuk w tym miejscu wydają mi się nadto śmiałe.
Oczywiście te i inne pomysły na życie w Heterotopii łatwo obśmiać. Ale – krzepi Tokarczuk – „skoro można pomyśleć, że może być lepiej, to znaczy, że jest już lepiej". Ja wprawdzie jestem zdania – i bardzo wiele faktów mi to potwierdza – że lepiej to już było, ale np. Kinga Dunin we wstępie do „Momentu niedźwiedzia" zwraca uwagę, że „świat tworzony przez Olgę jest nieco lepszy niż ten, w którym żyjemy" i to nie przez przemilczanie jego bolesnych miejsc, „tylko dzięki przemodelowaniu go na miarę człowieka myślącego, wnikliwego, wrażliwego, współczującego – takiego, jakim jest autorka".