Jednym z największych kuriozów wydawniczych schyłkowego PRL była dwunastotomowa „Historia drugiej wojny światowej". Monumentalne dzieło, dostępne jedynie dla subskrybentów, firmowały tuzy radzieckiej nauki oraz Instytut Marksizmu-Leninizmu przy KC KPZR. W komisji redakcyjnej roiło się od wpływowych towarzyszy, na czele z Andriejem Gromyką i marszałkiem Wiktorem Kulikowem. Wyobrażenie o całości dawał już pierwszy tom składający się z części: „Imperializm na drodze do drugiej wojny światowej" oraz „Związek Radziecki i narody świata w walce przeciwko wojnie". Główne tezy autorów były przejrzyste i łatwe do zapamiętania: ZSRR pokonał III Rzeszę dzięki walorom swego ustroju, a „na świecie nie ma sił zdolnych zniszczyć socjalizm".
Opinię o nieśmiertelności komunizmu wkrótce zweryfikowało życie. Wiara w prawdziwość pierwszej tezy utrzymała się dłużej. Nie da się zaprzeczyć, że totalitarne państwo Stalina wykazało większą odporność od monarchii Romanowów, choć niemiecka armia dotarła dalej na wschód niż w 1918 roku. Czy byłoby jednak w stanie przejść do zwycięskiego kontrataku, gdyby nie błędy Hitlera i pomoc aliantów zachodnich? Antony Beevor, autor wysoko cenionych monografii „Stalingrad", „D-Day. Bitwa o Normandię" i „Berlin 1945. Upadek", mocno w to wątpi.
Brytyjski historyk twierdzi, że bez dostaw amerykańskiej żywności w 1942 roku na Związek Radziecki spadłaby klęska Wielkiego Głodu. Najcięższy okres pozwoliły zaś przetrwać Sowietom transporty jankeskiego sprzętu. Nawiasem mówiąc, Stalin wykorzystywał go nie tylko na froncie. Deportowanych Czeczenów zwożono na stacje kolejowe ciężarówkami marki Studebaker, które trafiły na wschód w ramach programu Land-Lease.
Zbrodniarze i mitomani
Próba podważeniu mitu o samodzielnym zwycięstwie, miłego sercu każdego Rosjanina, z pewnością nie pozostanie bez odpowiedzi. Gdy w „Upadku" Beevor opisał ekscesy czerwonoarmistów w zdobytej stolicy III Rzeszy, zarzucono mu, że powtarza „neonazistowskie kłamstwa". Brytyjczyk odparł wtedy, że jego wiedza pochodzi z raportów NKWD znajdujących się w Moskwie. Wyraził przy okazji zdziwienie, że polemiści ich nie znają. W „Drugiej wojnie światowej" Stalinowi i jego kreaturom znów się dostało. Autor nie ma wątpliwości: komunistyczny reżim był zbrodniczy i często nieudolny. Słowo „Katyń" pada w książce siedem razy. Według Beevora sowiecki dyktator nienawidził Polaków i pałał żądzą zemsty za, po części przez siebie zawinioną, klęskę z 1920 roku. W lansowaną przez popularnego u nas Wiktora Suworowa tezę, że Stalin chciał (i mógł) zaatakować Niemców latem 1941 roku, angielski historyk nie wierzy.
Czytelników, nawet tych, którzy wiedzą co nieco o dziejach Azji, zadziwi skala japońskich zbrodni. Żołnierze cesarza Hirohito dopuszczali się niewiarygodnych okrucieństw. Egzekucje cywilów i gwałty były na porządku dziennym. Sto tysięcy kobiet zapędzono do wojskowych burdeli. Zabijanie jeńców miały na sumieniu wszystkie strony konfliktu, lecz Japończycy uczynili z tego zasadę. Przeciwnik, który się poddał, był ich zdaniem niegodny szacunku, a więc i życia. Na Nowej Gwinei i Borneo okupanci praktykowali kanibalizm. Ze względu na rodziny żołnierzy poległych na Dalekim Wschodzie alianci utajnili ten fakt. Gdy w 1946 roku powołano trybunał do sądzenia zbrodniarzy wojennych z Kraju Kwitnącej Wiśni, w akcie oskarżenia nie wspomniano o ludojadach. Japoński wydawca proponował, by ten fragment książki pominąć w tłumaczeniu. Beevor odmówił.