Kiedy raper zdradził swoją żonę, komentowały to nie tylko globalne media, ale i płyty Beyonce „Lemonade” oraz „4:44” Jay-Z, na której pokajał się przed żoną.

Reklama
Reklama

Warszawski sobotni koncert podczas ich drugiego wspólnego tournee „OTRII”, rozpoczął film będący trailerem życia artystów, ilustrowany hasłami „Królowa i gangster”, „Miłość nigdy się nie zmienia”, „Miłość jest uniwersalna”. Zobaczyliśmy m. in. portrety muzyków z niepokazywanymi wcześniej światu dziećmi-bliźniakami, czule tulonymi do piersi.

Duet pojawił się w majestatycznej pozie: ona - w obcisłej sukience i kozakach-muszkieterkach, on - w białym garniturze z gigantycznym medalionem na łańcuchu. Trzymali się mocno za ręce. Portret pary powiększała projekcja, a pomiędzy artystami pulsowały dwa białe krzyże. Obrazom towarzyszył „Holy Grail”. Beyonce śpiewała podniośle o ukochanym, który potrafi boleśnie ranić, podkreślając, że mimo to wciąż go kocha. Rap Jay-Z poprzedził wybuch sztucznych ogni. „Nawijał” o wielkich pieniądzach, które zarobił niczym Mick Tyson. Cytat ze „Smells Like Teen Spirit” Nirvany podkreślał jak przeżyć kryzysy towarzyszące karierze.

Złożony z blisko czterdziestu, łączonych ze sobą piosenek show trwał prawie dwie i pół godziny, Jay-Z wykonał na tle żony i jej tancerek „99 Problems”, „Niggas In Paris”, „Big Pimpin’”. Ale Beyonce nawet przebywając na drugim planie, pozostawała pierwszoplanową postacią koncertu, kierując kilkunastoosobową grupą baletową i śpiewając. Poprowadziła swoje dziewczęta w triumfalnym pochodzie na dużej scenie, a także po kilkudziesięciometrowym wybiegu, który okazał się szyną mobilnej platformy, płynącej ponad płytą stadionu i fanami. Beyonce zmieniała kostiumy, gięła się w wymyślnych figurach, tańcząc synchronicznie i solo. Wyróżniała się czarnym body, tańcząc frywolniej niż na rurze w nocnym klubie. Ubrani na czerwono muzycy grali skąpani światłem na kilkukondygnacyjnej platformie, podzielonej na piętnaście celek.


W programie nie zabrakło „Formation” i „Don’t Hurt Yourself” z cytatem z „When The Levee Breaks” Led Zeppelin, a podczas „I Care” gitarzystka wykonała porywające solo, padając przed szefową Beyonce na kolana jak na rockowych koncertach.

Scena na całej szerokości była ekranem prezentującym miks teledysków, dokumentów, rodzinnych fotografii, haseł. Ważną deklaracją są fragmenty przemówienia Chimamandy Ngozi Adichiego "Wszyscy powinniśmy być feministami" podczas „Run The World (Girls)”. Polskie dziewczęta przygotowały akcję z napisem „Love” i balonikami.

Na koniec Beyonce pojawiła się w niemal balowej czarnej sukni, by zaśpiewać „Forever Young” i „Perfect Duet” Razem z Jay-Z zaklinali się, że to nie jest bajka, tylko prawdziwe życie. Perfekcyjnie nie zadziałał mechanizm mobilnej sceny, która nie wróciła na swoje miejsce i gwiazdy musiały się ewakuować, schodząc po gigantycznej drabinie, przyniesionej przez technicznych.

Może dlatego w finale nie oglądaliśmy spektakularnego teledysku „Apeshit” z najnowszego albumu „Everything Is Love”, w którym duet pokazał się w Luwrze na tle „Mony Lisy” i obrazu Napoleon i Józefiny - symbolicznie koronując się na cesarską parę muzyki pop.

W Luwrze wielu szuka wskazówek jak znaleźć Świętego Grala. Duet odkrył, że Świętym Grałem jest miłość. Oby to nie była tylko hollywoodzka bajka.