Rzeczpospolita: Występuje pan na scenach całego świata, zapewne więc dostrzega różne reakcje publiczności.
Tomasz Stańko: Nie, ludzie na świecie są podobni. Oczywiście każdy z nas jest inny, panu ucho skręca w tę stronę, mnie w inną. Są młodsi i starsi, jedni mają mniejsze, drudzy większe doświadczenie. Od kiedy my, kromaniończycy, wygraliśmy wojnę z neandertalczykami i opanowaliśmy kulę ziemską, jesteśmy identyczni do dziś. Ludzie z jaskiń Cro-Magnon w dzisiejszej Francji odczuwali tak samo jak my dzisiaj. Zmienia się nasze spojrzenie na świat, ale emocje przeżywamy tak samo.
Mówi się jednak, że narody południowe bardziej żywiołowo reagują na koncertach.
Ja tego nie odczułem, choć wiem, że jest taki stereotyp. Być może to kwestia temperamentu. Mówi się też, że południowcy są lepsi w seksie, ale to nieprawda. Wszystko zależy od naszych indywidualnych cech. Im dłużej żyję, tym mniej jestem pewien utartych sądów. Doświadczenie wpływa na pewną pokorę wobec życia, które jest nieprzewidywalne.
Czy kiedyś planował pan swoją karierę muzyka?