W 1904 roku Carlos Luis de Funes de Galarza i jego żona Leonor wyjechali z Sewilli do Paryża. Przyszły król europejskiej komedii urodził się dziesięć lat później. Po ukończeniu gimnazjum, mimo matczynych próśb o wybór drogi kapłańskiej, uporczywie szukał stałej pracy. A że po mamie właśnie odziedziczył trudny charakter, kolejno wylatywał z każdej roboty. Nie zagrzał miejsca jako kreślarz, księgowy, projektant witryn sklepowych czy... karoserii samochodowych. Mając 20 lat, otrzymał wezwanie z wojska, ale odesłano go do domu ze względu na zbyt niski wzrost (164 cm). Próbował jeszcze zostać ekspedientem, ostatecznie poświęcił się muzyce. Ostatnie kilka lat przed wybuchem drugiej wojny światowej przygrywał na pianinie w nocnych klubach.
Wreszcie, po powrocie ze służby wojskowej w 1942 roku zapisał się do szkoły teatralnej. Egzaminy, na których recytował Moliera, zdał na takim poziomie, że nie musiał płacić za naukę. Ale początki kariery były bardzo trudne. Mówił na ekranie jedno, dwa zdania i znikał. Przełom przyniosły dopiero główne role w dwóch, jak się później okazało, ukochanych przez widownię cyklach. W pierwszym zagrał ślamazarnego komisarza śledzącego światowej sławy przestępcę Fantomasa, w drugim - znerwicowanego żandarma z Saint-Tropez na Lazurowym Wybrzeżu. Scenarzystę tej ostatniej opowieści Richarda Balducciego zainspirowało życie: kiedy w Saint-Tropez skradziono mu kamerę, na posterunku żandarmerii usłyszał: "Wiemy, kto jest złodziejem, ale trzeba było go złapać na gorącym uczynku!". Kamery nie odzyskał. Łącznie powstało sześć części, kolejno: "Żandarm z Saint-Tropez", "Żandarm w Nowym Jorku", "Żandarm się żeni", "Żandarm na emeryturze", "Żandarm i kosmici" oraz "Żandarm i policjantki". Reżyser Jean Girault i Louis de Funes planowali nakręcić siódmą: "Żandarm pod Waterloo!", w której grany przez de Funesa sierżant Cruchot miał przenieść się w czasy napoleońskie. Niestety, Girault zmarł w 1982 roku, a de Funes - rok później.